Polacy w świecie vs koronawirus #21: Mariusz o sytuacji w Edynburgu

Jak się żyje w czasie pandemii w szkockiej stolicy? Dlaczego w sklepach trudno znaleźć drożdże i materiały malarskie? Czym zajmują się mieszkańcy Edynburga podczas epidemii? Czy wcześniej tak wielu Szkotów jeździło na rowerach i uprawiało jogging? Jak wygląda życie towarzyskie w sieci? O tym wszystkim opowiada mieszkający trzynaście lat poza Polską – Mariusz, który w czasie podróży dookoła świata od czasu do czasu zatrzymuje się na dłużej w Edynburgu. 

mariusz edynburg

Mariusza poznawałam etapami. Mniej i bardziej oficjalnie. Z dystansem i na zupełnym luzie. I każde spotkanie rodziło pytanie, w jakim kierunku rozwinie się potencjał tego wszechstronnie utalentowanego i jednocześnie zainteresowanego wieloma tematami młodego człowieka. Kiedy ponad dekadę temu toczyły się nasze pogawędki – pewne było jedno: ani on, ani ja, ani nikt inny nie znał precyzyjnie określonego celu jego drogi. Wiadomo za to było, że będzie go szukał. Z jego determinacją i otwartością na świat wiedziałam też, że sobie świetnie poradzi i czułam, że mnie jeszcze nie raz zaskoczy. I nie myliłam się…

Mariusz Bogacki trzynaście lat temu opuścił Polskę. Wyruszał jako dziewiętnastolatek gotowy na to, by elastycznie reagować na rozwój wypadków, które otwierać mu będą kolejne możliwości. Początkowo zakładał, że wyjeżdża na rok, a priorytetem będzie szlifowanie angielskiego. Trafił do Szkocji, w której zabawił nieco dłużej niż pierwotny plan przewidywał. Kiedy z nim rozmawiam – mieszka w Edynburgu. Jednak nie jest to miejsce, w którym spokojnie minęły te wszystkie lata – wypełnił je intensywnymi podróżami i dłuższymi pobytami w rozmaitych zakątkach świata. Ale po kolei…

Podróż dookoła świata, która cały czas trwa

Ze świeżutką maturą w kieszeni znalazł się w jeszcze enigmatycznej dla niego Szkocji. Asymilacja przebiegła błyskawicznie. Mariusz posiada bowiem wyjątkową zdolność: z każdym znajduje wspólny język i potrafi wtopić się w każde środowisko. Jest też osobą świetnie zorganizowaną, znajdującą zawsze idealny balans między obowiązkami, samodoskonaleniem i dbaniem o dobre relacje towarzyskie. I dlatego nie pozwolił, by czas uciekał mu między palcami.

Zdecydował się zatem na studia, jednak zwieńczenie ich licencjatem nie oznaczało końca edukacji, ale też nie ograniczało głodu przygód. Po zamknięciu czteroletniego programu edukacji w zakresie komunikacji i medioznawstwa, Mariusz wybrał się w podróż dookoła świata i sam obecnie stwierdza: „i tak już w sumie zostało”.

znak no smoking

Mariaż pracy i hobby

Od tamtego momentu zatrzymywał się i mieszkał w kilku miejscach, w których uczelniane życie sprzyjało jego kreatywności. Rozwijał swoje pasje, interesując się m.in. filmami, fotografią, literaturą i praktykując jogę. W Anglii studiował fotografię, w Holandii obronił tytuł magistra (communication and information science and digital studies). Potem przyszła właściwa pora na studia antropologiczne w Grecji, a kiedy trafił do Niemiec – uznał, że czas na drugi kierunek studiów (global studies). W Palestynie studiował historię i język, a w Hong Kongu – antropologię. Podróże połączone ze studiami obfitowały też w realizację rozmaitych projektów interdyscyplinarnych, łączących elementy pracy dziennikarza, fotografa i filmowca.

I w ten sposób sprawił, że granice między pracą a hobby całkowicie się zatarły. Bo jak sam deklaruje: „Zawsze chciałem, żeby praca była moim życiem. – Dodaje: – Jeżeli mam spędzać 40 godzin tygodniowo w pracy, to lepiej, aby było to coś, co mnie jara”. Jego losy pokazują, że w pełni udało mu się to osiągnąć.

Podróż ze studenckim tłem

Mariusz zajmuje się badaniami z wykorzystaniem innowacyjnych metod badawczych, m.in. online ethnography, visual anthropology, mind-maps, photo-elicitation, biographical and narrative interviews. Specjalizuje się też w fotografii dokumentalnej i – podobnie jak w innych obszarach badawczych – nacisk kładzie na aspekty socjologiczne, antropologiczne i kulturowe utrwalanych kadrów (z jego projektami warto zapoznać się na stronie internetowej Mariusza). Kiedy drążę ten temat, przyznaje: „Niestety w świecie akademickim ciężko jest w kwestii finansowania takich czasochłonnych projektów. Z tego względu co jakiś czas opracowuję publikacje internetowe, zajmuję się tłumaczeniami lub korektą prac pisanych po angielsku i kieruję projektami takimi jak Edinburgh Science Festival i Abu Dhabi Science Festival. Aktualnie finalizuję kontrakt na Glasgow University, gdzie jestem pracownikiem naukowym na Wydziale Geografii i Nauk Ziemskich. Zajmuję się projektem analizującym, w jaki sposób Polacy radzą sobie z niepewnością związaną z Brexitem”.

tablica zachęcająca do bycia dobrym dla innych w edynburgu

Kiedy 23 kwietnia rozmawiam z Mariuszem, obecnie mieszkającym w Edynburgu, jest w trakcie planowania przeprowadzki do Florencji, gdzie rozpocznie czteroletnie studia doktoranckie w dziedzinie nauk politycznych i społecznych (PhD in Social and Political Science) na European University Institute. W dopięciu wszystkiego „na ostatni guzik” przeszkodziła pandemia.

Szkocka kwarantanna

Pytam zatem Mariusza o sytuację w Szkocji w związku z wybuchem epidemii. Od razu zastrzega, że restrykcje wyglądają podobnie jak w większości krajów europejskich. Można je na pewno zestawić z realiami, o których już opowiadali Dominika z Oranmore, Magda i Piotr z Bristolu, Agnieszka z Dublina, czy Bożena z Batley.

„Wszystko pozamykane – oprócz aptek i sklepów z żywnością. W supermarketach obowiązuje zasada one-in-one-out, a w związku z tym formują się kolejki, z obliczonymi przez markety dwumetrowymi odstępami. Masek za dużo nie widzę. Nie wiem, czy to dlatego, że ludzie się tym nie przejmują, czy po prostu ich nie można dostać. W pierwszy weekend po ogłoszeniu kwarantanny były niedobory żywności, ponieważ wszyscy rzucili się na makaron, papier toaletowy i puszki – ale to też podobnie jak w całej Europie. Obecnie niczego nie brakuje w sklepach – i po chwili z przekąsem dodaje: – chyba że chodzi o artykuły do renowacji mieszkań i domów. W trakcie kwarantanny wszyscy domy remontują, jak widać. Ja sam kuchnię i hall przemalowałem, więc wiem, jak trudno było dostać farbę!”

puste półki w sklepach w edynburgu z powodu koronawirusa

Nagły wzrost zainteresowania aktywnością fizyczną

Interesują mnie reakcje na wprowadzone nowe zasady współżycia, na sytuację dyktowaną przez koronawirusa. Mariusz dzieli się swoimi spostrzeżeniami: „Ludzie się podporządkowali. Powiem szczerze, że spodziewałem się, że prędzej czy później usłyszę o jakiś tajemnych flat party od znajomych imprezowiczów, ale muszę przyznać, że wygląda na to, że każdy bierze sytuację na poważnie. Trudno mi stwierdzić, czy zdarzają się przypadki niesubordynacji, bo tak jak większość siedzę w domu i wychodzę tylko raz dziennie do sklepu i na spacer. Jednak w sklepach i na ulicach ludzie bardzo przestrzegają dystansu”.

Kwarantanna wiążąca się z tym, że większość czasu spędza się w czterech ścianach sprzyja pewnym zmianom w codziennych nawykach i rozwija zainteresowanie aktywnością fizyczną. Wspominali już o tym moi rozmówcy z różnych części świata. Nie inaczej jest też w Szkocji, o czym dowcipkuje Mariusz: „Wszystko wskazuje na to, że bieganie czy jazda rowerem staną się sportami narodowymi Brytyjczyków. Mieszkam obok dużego parku i naprawdę jeszcze nigdy nie widziałem tutaj tylu biegaczy”. Poza tym okazuje się, że kwarantanna sprzyja też rozwijaniu artystycznych i kulinarnych pasji. „W sklepach próżno szukać drożdży czy mąki. Nie można też dostać farb i pędzli. Instagramowe stories są wypełnione banana bread, foccaccia, artisan bread baking… – Sam Mariusz dodaje: – Ja za bieganie podziękuję, ale placek drożdżowy na podstawie przepisu mojej mamy – zrobiłem”.

Cichy Edynburg

Dzieli się też refleksjami: „Dziwnie chodzi się teraz po opustoszałym mieście. Samochodów jest bardzo mało, a na ulicach panuje cisza. Tylko co jakiś czas billboardy i plakaty przypominają o tym, że w końcu to przejdzie (Please believe these days will pass) albo o tym, że jeżeli jest się ofiarą przemocy domowej – należy to jak najszybciej zgłosić na policję. To przerażające. Za mało się o takich efektach tego wirusa mówi… Tak samo jak o ludziach z rozmaitymi chorobami mentalnymi…”

edynburg koronawirus

Kiedy dopytuję o ewentualne kary za łamanie obostrzeń obowiązujących w czasie pandemii, mój rozmówca przyznaje: „Nie słyszałem o karach za nieprzestrzeganie kwarantanny. Wiem, że policja już teraz ma takie prawo, ale nie znam przypadków, aby ktoś został ukarany. Wydaje mi się, że ludzie przestrzegają social distancing i nie ma zbyt wielu przypadków łamania prawa”.

Pełne goryczy oklaski

Rozmawiając na temat sposobów radzenia sobie z epidemią, Mariusz mówi: „Niestety w UK jesteśmy trochę za resztą Europy, jeżeli chodzi o walkę z wirusem. Brytyjski rząd próbował zastosować – podobnie jak w Szwecji – taktykę herd immunity (odporności stadnej) na początku i starał się spłaszczyć krzywą zachorowań. Jednak zbyt dobrze to nie wyglądało w końcowym efekcie. Nasz NHS (National Health System – Narodowy Fundusz Zdrowia) został zmiażdżony…” Następnie dodaje: „Nie wiem, ile ludzi dziennie w tym momencie umiera. Staram się czytać wiadomości wybiórczo, zazwyczaj tylko rano. Za bardzo mnie to niepokoi, a jak wiadomo martwienie się jest jak konik na biegunach: da ci coś do roboty, ale za daleko na nim nie zajedziesz…”

znaki wyrażające troskę o brytyjski nhs w czasie pandemii koronawirusa

znak "stay safe" na oknach domów w edynburgu w trakcie trwania epidemii koronawirusa

Gdy podejmujemy temat pomocy medycznej i ekonomicznej, Mariusz dzieli się swoimi spostrzeżeniami i refleksjami, często bardzo gorzkimi. „Najbardziej mnie denerwuje to, że NHS znalazł się w tak patowej sytuacji na skutek cięć w funduszach, za co w głównej mierze odpowiadają rządy partii konserwatywnej (The Conservative Party/Tories). W czwartki wieczorami – tak jak w innych krajach – klaszczemy dla pracowników NHS, stojąc przy oknach i na balkonach. Irytuje mnie to, że teraz są wielkie oklaski, a fundusze w rządzie są wydawane na banki i pierdoły typu Brexit”.

Następnie Mariusz przywołując fakt, iż premier znalazł się wśród zarażonych koronawirusem COVID-19, komentuje: „Nie pomogło też, że Boris Johnson został zainfekowany wirusem i trafił na oddział intensywnej terapii”. W tym momencie Mariusz wtrąca: „A jeszcze na końcu lutego dumnie ściskał ręce wszystkim naokoło w rządzie, żeby pokazać, że nie ma się czego bać, bo – jak mówił – koronawirus to tylko grypa”. I wraca do przerwanego głównego wątku: „Dzisiaj Johnson przyznał, że życie zawdzięcza grupie lekarzy i pielęgniarek obcokrajowców. A przecież prowadził kampanię o wyjście UK z Unii Europejskiej – komentarzem staje się przewrotne pytanie retoryczne: – Karma?”

Zjednoczenie społeczne i władza

Mariusz kontynuuje: „Tam, gdzie zabrakło premiera, to pojawiła się Królowa Elżbieta, która wystąpiła z orędziami typu Keep Calm and Carry On… Ogólnie wydaje mi się, że cała ta sprawa z Johnsonem pomogła jako tako zjednoczyć społeczeństwo brytyjskie i dała szansę, by zrozumieć, jak groźny jest ten wirus”.

Mariusz, który na uczelni finalizuje właśnie pracę nad projektem związanym z tematem Brexitu, przyglądając się obecnej sytuacji, łączy te sprawy. Wspominając o pomocy w czasie pandemii, stwierdza: „Trzeba też zaznaczyć, że rząd wyszedł z propozycjami pomocy finansowej dla biznesów i jednostek. Niestety, wszystko wskazuje na to, że było to – jak to się mówi – too little, too late. Czasami łapię się na myśleniu: co by było, gdyby… Gdyby nie było Brexitu, gdyby Jeremy Corbyn rządził, gdyby Bernie Sanders był teraz u władzy. Każdy kryzys czy katastrofa jest szansą na szybką i drastyczną zmianę w polityce i społeczeństwie. Na ruinach po II wojnie światowej powstał właśnie wspaniały NHS. Dzisiaj znów jest szansa na kolejne przemiany. – Po chwili jednak z goryczą puentuje: – Niestety, moje nadzieje są pogrzebane w tym, że to właśnie nie Corbyn i Sanders są u steru władzy, tylko Johnson i Trump…”

kolejka przed sklepem w edynburgu

Domowe biuro 

Po tej gorzkiej refleksji, zmieniam temat i chcę się dowiedzieć, co się zmieniło w życiu Mariusza w związku z pandemią. Mój rozmówca zajmuje edynburskie mieszkanie z współlokatorką. Od ponad roku pracuje zdalnie, więc większość czasu spędza w domu.

Mariusz opowiada: „Moje biuro to mój laptop. Z przełożonymi i współpracownikami na uniwersytecie i przy innych projektach – czy to w UK czy poza granicami – komunikuję się głównie przez Skype’a i email. Jest to dużo bardziej produktywne i wygodne. Sporą częścią moich zadań jest praca w terenie, która teraz jest niemożliwa. Na szczęście nie miałem niczego zaplanowanego w obecnym okresie, więc kwarantanna nie koliduje z niczym. Jestem teraz na etapie sprawdzania, pisania i czytania. W związku z tym – tak naprawdę za dużo się u mnie nie zmieniło od kiedy wprowadzono kwarantannę w UK. W dalszych planach były jednak wyjazdy, które koronawirus pokrzyżował. Miałem jechać na festiwale (na których pracuję) – a to anulowano. Podobnie wakacyjne podróże i projekty, których nie zrealizuję”.

Autodyscyplina, by nie zmarnować czasu 

Mariusz przyznaje też, że praca w domu wyrobiła w nim już pewne nawyki, wypracowała swój stały rytm. Zdalne wykonywanie zadań w domowym zaciszu, bez dystrakcji i biurowego gwaru uzupełniał spotkaniami z ludźmi, wyjściami do kina, pubu, kawiarni, klubów, siłowni. Tak, by balansować izolację w domowym biurze z potrzebą kontaktów społecznych. Teraz wszystkie te miejsca są oczywiście zamknięte. I ten brak spełniania socjalizacyjnych potrzeb bardzo doskwiera. Namiastkę muszą stanowić spacery do pobliskiego parku. Mariusz przyznaje: „W zależności od pogody ten park przypomina mi o dobrych czasach, kiedy można było zorganizować BBQ i spotkać się z przyjaciółmi”.

Jak teraz wygląda ta codzienność? „Aby nie zwariować albo nie zmarnować tego czasu na leżeniu przez telewizorem i oglądaniu Netflixa, przestrzegam dość surowo narzuconego sobie harmonogramu pracy. Pilnuję, by pracować codziennie od poniedziałku do piątku od godziny 9 do 17. Poza tym uczę się języka włoskiego, przygotowując tym samym do przeprowadzki do Florencji. Na luz pozwalam sobie w weekendy”.

praca zdalna w czasie pandemii

Życie towarzyskie w sieci

Kiedy pytam o kontakty towarzyskie, za którymi każdy z nas w czasie kwarantanny tak bardzo tęskni, Mariusz przyznaje: „Dosłownie wszystkie rytuały, oprócz chodzenia do sklepu, przeniosły się na laptopa. Pub zamieniłem w ZoomPub lub SkypePub, gdzie oprócz wieczornych piwek czasami z grupą znajomych organizujemy Pub-Quiz. Rozmowy z rodziną toczą się przez messengera. Kino zostało zamienione na Mubi subskrypcje i Vimeo paid content. Cotygodniowa praktyka Ashtangi zamiast w studiu odbywa się w salonie przy YouTube.

Zaliczyłem nawet imprezę: w trzech mieszkaniach w Glasgow, Londynie i Edynburgu włączyliśmy ten sam Live Stream setu klubowego i każdy rozmawiał ze sobą na Apple FaceTime, używając telefonów i słuchawek w trakcie tańca. Musiało to wyglądać dość futurystycznie albo nawet apokaliptycznie, ale co zrobić – lepsze to niż nic! Randki i poznawanie ludzi też przeniosło się do sieci, na Tinder i Hinge, gdzie pomimo tego że nie można się spotkać – zawsze można poflirtować. To też (niby) lepsze niż nic…”

Ciemne i jasne strony kwarantanny

Na koniec Mariusz przyznaje, że w jego życiu panuje spokój, ale oczywiście martwi go los innych i sytuacja ekonomiczna, w wyniku której życie wielu ludzi na świecie może ulec pogorszeniu. Mówi: „Ogólnie u mnie luz. Rodzina i znajomi zdrowi, więc pomimo obaw co pozostanie ze światowej ekonomii i do czego to może doprowadzić, to nie jest aż tak źle. Ale naprawdę nie mogę sobie wyobrazić sytuacji ludzi, którzy stracili bliskich, pracę, biznes… Ludzi z dziećmi, które tracą dostęp do edukacji i którymi trzeba się teraz zajmować, jednocześnie pracując z domu… Współczuję im i ich podziwiam”.

Mariusz znajduje też jaśniejsze strony kwarantanny i opowiada: „Muszę też przyznać, że są tego plusy. Mam teraz czas na spotkania online ze znajomymi, z którymi dawno nie rozmawiałem. Wydaje mi się również, że nawiązałem lepszą więź z rodziną w Polsce i częściej się komunikujemy. – Dorzuca przy tym uwagę: – Jak to Polacy – lepiej łączymy się w biedzie”.

mariusz bogacki edynburg

„Jesteśmy w tym razem”

Pojawia się też ważna refleksja wynikająca z obecnej sytuacji: „Pomimo obaw socjopolitycznych i ekonomicznych – liczę na to, że jakieś pozytywne zmiany pozostaną na dłużej. Oczywiście prywatnie – kontakt z rodziną i przyjaciółmi, ale też szerzej – świadomość, że tak naprawdę ludzie nie potrzebują tylu sklepów z masowo produkowaną odzieżą i innymi pierdołami (ogólnie shoppingu i konsumpcji) – tylko życzliwości, miejsc spotkań, zdrowia i zrozumienia, że we are all in this together”

 

*wszystkie zdjęcia należą do Mariusza i są udostępnione za jego zgodą

Jeśli uważasz, że ten tekst może zainteresować Twoich znajomych - dmuchnij nam w żagle i udostępnij go dalej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *