W drodze do Jassy

Dokąd dalej? Z tym pytaniem budzimy się w Bukareszcie. Powiedzmy szczerze: stolica Rumunii nas nie urzekła. Może damy jeszcze szansę jakiemuś miejscu, zanim opuścimy ten kraj i udamy się w kierunku Mołdawii… Właścicielka hostelu doradza, byśmy udali się w kierunku północno-wschodnim do Jassy – miasta, o którym nigdy wcześniej nie słyszeliśmy. Oznacza to, że będzie to nasz ostatni przystanek w Rumunii. Z planu, że dłużej poszwendamy się po tym rozległym kraju niewiele wyszło, ale możemy to przecież przełożyć na jedną z kolejnych wypraw. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz modyfikujemy wstępne założenia.

bukareszt fontanna

Uprzejmość pozostawia wiele do życzenia…

Przemierzamy jakieś 4 km, by dotrzeć na dworzec autobusowy, a tam zakup biletu okazuje się lekcją pokory, ale też wzbudza w nas irytację, którą staramy się stłumić, by nie psuć sobie nastroju.
Najpierw jesteśmy odsyłani z jednego budynku do następnego, a stamtąd do kolejnego. Trafiamy ostatecznie do małej budki, w której pracuje kobieta zajmująca się sprzedażą biletów do Jassy. Gdy prosimy po angielsku o dwa bilety na przejazd, ta z grobową miną odburkuje coś po rumuńsku. Niewiele rozumiemy, przy pomocy mimiki i gestykulacji wskazujemy, że chcemy kupić dwa bilety do Jassy. Sprzedawczyni w obszerną wypowiedź po rumuńsku wplata kilka słów po angielsku. Jest – nie ma co ukrywać – niechętnie do nas nastawiona. Właściwie to była wredna jak urzędnicy ze skarbówki 😉 I powtarza, że „tu jest Rumunia i mówi się po rumuńsku”. Nie wdajemy się w dyskusję, ale swoje myślimy. Niesmak pozostaje.

kobieta backpacker w bukareszcie

Długa podróż z Toblerone

Droga do Jassy ma trwać 7 godzin, więc w pobliskim kiosku zaopatrujemy się w jakieś przekąski i wodę. Do wyjazdu zostało parę minut. Przed autobusem stoi spora grupa ludzi, jeden z mężczyzn nawiązuje z nami rozmowę. Pyta, skąd jesteśmy i jaki jest cel naszej wędrówki. Potem skrótowo przedstawia swoją biografię – przedstawia ją trochę w stylu „od pucybuta do milionera”. Jest rumuńskim emigrantem mieszkającym od 5 lat w Anglii, obecnie rozkręcającym kilka swoich biznesów w Wielkiej Brytanii. Kiedy zajęliśmy już miejsca w autobusie, przychodzi do nas i ofiarowuje nam ogromną tabliczkę Toblerone, która podczas 7-godzinnej podróży okazuje się wartościowym upominkiem podnoszącym nam poziom cukru.

wiadukt w bukareszcie i plakat reklamujący sztukę o the beatles

Pierwsze wrażenia z Jassy

Na miejscu jesteśmy po 22 i w znajdującym się niedaleko dworca autobusowego McDonaldzie, wcinając hamburgery, próbujemy znaleźć jakiś nocleg. W kolejnych dniach w Jassy ma się odbyć zlot i wyścig samochodów rajdowych, a to powoduje, że oferta noclegowa jest uboga. W końcu udaje nam się znaleźć jakiś hostel oddalony 4 km od obecnej lokalizacji. Zarzucamy plecaki i maszerujemy przez miasto.

stary samochód na ulicach bukaresztu

Naszą uwagę przykuwają niezwykle pomysłowe przystanki autobusowe. Na jednym zamiast ławeczki umieszczone są rowerki treningowe. Czekając na przyjazd pojazdu można zadbać o kondycję i spalić trochę tłuszczu😉 Kilka innych ma stylizację na lożę teatralną i w momencie, gdy się do nich wchodzi, zaczyna wygrywać muzyka ze znanych oper. Niesamowity pomysł na zagospodarowanie przestrzeni publicznej!

backpacker na przystanku autobusowym w jassy rumunia

pomysłowy przystanek autobusowy imitujący operę w jassy rumunia

Docieramy w nocy do hostelu. Przy piwku decydujemy, że jutrzejszy dzień poświęcimy na poznanie Jassy i być może próbę wydostania się z Rumunii.

Jeśli uważasz, że ten tekst może zainteresować Twoich znajomych - dmuchnij nam w żagle i udostępnij go dalej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *