Przed jedenastą wymeldowujemy się z pierwszego hostelu w Kiszyniowie i przemieszczamy w strugach deszczu do kolejnego. Opinie na jego temat są tak entuzjastyczne, że zastanawiamy się, czy to autentyczne wpisy.
Kiedy docieramy na miejsce, okazuje się, że nie przesadzono. W hostelu panuje świetna atmosfera, którą budują goście z całego świata. Właścicielem obiektu jest Włoch, który dba nie tylko o komfort gości, ale też o dobre relacje między nimi.
Pierwsze znajomości w Kiszyniowie
Czekając na dopełnienie formalności meldunkowych, przysiada się do nas starszy mężczyzna, który sypie dowcipami (i przede wszystkim sam się z nich śmieje). Trudność z załapaniem jego żartów tkwi po części w kontekście historyjek umiejscowionych w kanadyjskiej kulturze.
Facet wraz z uzyskaniem statusu emeryta opuścił rodzimą Kanadę, spakował plecak i ruszył w świat. Bez telefonu i nowoczesnych gadżetów (poza starym laptopem, z którego głównie korzysta, by wymieniać maile). Za to z ciekawą zajawką – wędrowaniem śladem klubów zrzeszonych w międzynarodowej organizacji Toastmasters International. Kanadyjczyk jeździ po całym świecie i przemawia publicznie w klubach. Sam doskonali w ten sposób swoje umiejętności oratorskie i dzieli się z innymi doświadczeniem. Jest bardzo otwarty i nieco ekscentryczny (jeszcze usłyszymy na ten temat opowieści osób, które współdzieliły z nim pokoje w hostelu).
Deszcz sprzyja towarzyskim biesiadom
Po zamknięciu formalności meldunkowych, zrzuceniu plecaków i szybkim przesuszeniu mokrych ciuchów i butów, wychodzimy przed hostel, gdzie pod daszkiem na ławeczkach zorganizowano wspólną przestrzeń służącą integracji. I mimo że to dopiero godziny południowe życie towarzyskie tu kwitnie na całego. Po upływie kilku minut znamy już połowę gości hostelu i pojawiają się propozycje wspólnego spędzenia czasu. Załapujemy świetny kontakt z trójką wesołych podróżników: Tunezyjczykiem, Kanadyjczykiem i Amerykaninem, którzy poznali się wcześniej w hostelu i stanowią zgrany team.
Deszcz nie odpuszcza, więc nikt nie ma zbytniej ochoty na dalekie eskapady. Skander, który jest tu duszą towarzystwa, proponuje wypad na piwko do pobliskiej knajpki. Nie trzeba nas dwa razy namawiać😉
Międzynarodowe towarzystwo
W knajpce przy piwie poznajemy się bliżej. Paul jest Kanadyjczykiem, który od kilku miesięcy przemierza tę część Europy, przede wszystkim ostro imprezując. Amerykanin okazuje się, że ma mołdawskie korzenie i przyjechał tu po wielu latach, by zobaczyć swoją ojczyznę. Przy okazji odświeża pamięć i stara się mówić po rosyjsku. Skander – zdecydowanie najbarwniejsza postać – jest Tunezyjczykiem od lat mieszkającym we Francji. Obecnie zwiedza Mołdawię, skąd rusza m.in. do Gruzji, Turcji i Iranu. Potem wraca na ostatni rok studiów, które będzie finalizował na wymianie w Marakeszu.
Skander jest urodzonym organizatorem i dlatego, gdy pojawiają się pytania o dalsze plany mołdawskie, proponuje wspólny wyjazd do winiarni. Natychmiast też wyjmuje telefon, rezerwuje miejsce dla naszej grupy i załatwia kwestię transportu.
Cały dzień jest deszczowo, więc przekładamy poznawanie Kiszyniowa na późniejszy termin – a to oznacza, że znów będziemy szukać hostelu na kolejną noc (w obecnym nie ma miejsc na dalszy pobyt).
Nocna impreza w hostelu
Po powrocie z pobliskiej knajpki impreza się rozkręca. Pod daszkiem gromadzi się coraz więcej osób – poza gośćmi hostelowymi jest też mieszkaniec Kiszyniowa – Ivan. Ten, jak się potem okaże, ma w zwyczaju zaglądać wieczorami do miejsc, w których przebywają podróżnicy. Jest to dla niego okazja, by doskonalić swój naprawdę niezły angielski, ale też do napędzania swojego małego biznesu – oprowadzania przybyszy po mieście i okolicy.
Ivan jest dla towarzystwa źródłem wiedzy o Mołdawii, życiu codziennym mieszkańców, historii i kulturze. Największe wrażenie wywiera jednak na wszystkich, gdy wstaje od stołu i z ogromnym zaangażowaniem, świetną dykcją i powściągliwą mową ciała recytuje obszerne fragmenty poematów Puszkina. Oczywiście po rosyjsku. Występ kończy fantazyjnym ukłonem i uchyleniem kaszkietu. Ma chłopak talent aktorski!
Wino leje się strumieniami. Z czasem impreza przenosi się do kuchni w hostelu, gdzie dołączają jeszcze podróżujące dziewczyny z Rosji. Skład osobowy bawiących się gości zresztą cały czas jest dynamiczny. Niektórzy idą spać, na ich miejsce przybywają ci, którzy właśnie wrócili z miasta albo się przebudzili.
Międzynarodowy i międzykulturowy misz-masz sprawia, że tematów nie brakuje do późnych godzin nocnych.
Żal się rozstawać z towarzystwem, ale kilka godzin snu jest wskazane. No i trzeba zadbać o kondycję – jutro wizyta w winiarni, oczywiście połączona z konsumpcją.
*wyjątkowo bez zdjęć w tym wpisie, bo nas pochłonęła impreza 😉