Dziś będzie refleksyjnie i poważnie – pretekstem do wpisu jest bowiem data: 27 stycznia, czyli Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Na Facebooku wiele osób wrzuca „kartkę z kalendarza”, przypominającą o fakcie, że 73 lata temu wyzwolono obóz Auschwitz-Birkenau, a Zgromadzenie Ogólne ONZ w 2005 roku uchwaliło święto, którego celem jest uczczenie pamięci ofiar pochodzenia żydowskiego, pomordowanych w czasie II wojny światowej. W tle tego ważnego dnia pojawiają się na portalach informacyjnych wypowiedzi o tym, że nauczanie o Holocauście zajmuje ważne miejsce w naszym systemie edukacji. Toczą się dyskusje polemiczne i dokonuje się ocena, na ile pamięć o Zagładzie jest trwała.
Edukacja o pamięci
Kiedy sama chodziłam do szkoły, przypominam sobie, że Holocaustowi nie poświęcono wiele uwagi – były to lata ’90. Na historii temat był zaledwie zasygnalizowany, nieco więcej dowiedziałam się z lekcji języka polskiego. Lektura obowiązkowych opowiadań Nałkowskiej, Borowskiego, reportaż Hanny Krall – i to wszystko. Chyba najważniejszym elementem edukacji o Holocauście była wycieczka w maturalnej klasie do Oświęcimia. Tam odebrałam wstrząsającą lekcję, która potem popchnęła mnie do biblioteki i do zgłębiania tematu.
Dziś wiem, że w podstawach programowych dających polonistom pewną swobodę wyboru lektur do omawiania na lekcjach, pojawiają się dalej te same teksty. Czytane czasem we fragmentach (pod klucz maturalny), innym razem w całości. Mimo iż powstało wiele interesujących i ważnych utworów – kanon lektur szkolnych w tym zakresie nie został przewietrzony. Prężnie działające instytucje, fundacje i stowarzyszenia pielęgnujące pamięć o Holocauście kierują do szkół ciekawe oferty edukacyjne (programy, projekty, konkursy, szkolenia, konferencje). Jednak skala zainteresowania realizowaniem tych treści nie jest imponująca. Niestety, w szkolnej rzeczywistości bywa tak jak w jednej ze scen filmu „Wolność słowa”, kiedy nauczycielka wyprowadzona z równowagi, ujrzawszy rasistowski obrazek krążący po sali podczas zajęć – porównuje go do Holocaustu. I po chwili pada pytanie zdezorientowanego ucznia o to, o czym właściwie mowa (pojęcie słyszy pierwszy raz, więc nawet nie potrafi go poprawnie powtórzyć).
Wydaje mi się zatem, że w temacie edukacji o Zagładzie jest jeszcze wiele do zrobienia.
Literatura o doświadczeniu i pamięci
Henryk Grynberg pisał w „Prawdzie nieartystycznej”:
Holocaust nie był zbrodnią wojenną, bo zbrodnia ta nie miała nic wspólnego z prowadzeniem wojny. […] Holocaust nie był ludobójstwem, bo ludobójstwo jest znane w historii nie mniej niż zbrodnie wojenne i mało jest narodów, które nie doświadczyły go na sobie, albo nie popełniły. Nigdy zaś nie było przedtem niczego, co można porównać z polityką totalitarnego, skrajnego aktu masowego morderstwa na wszystkich Żydach jakich można było dosięgnąć.
Holocaust to problem, z którym zetknęli się przedstawiciele wielu narodów. Nie tylko Żydzi…. Wiele jest ran i blizn, których nie da się wyleczyć, ale trzeba choćby o nich pamiętać…
Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu sprowokował mnie do tego, by zachęcić Was do sięgnięcia po świadectwa tamtych ludzi, czasów, zdarzeń – aby rzeczywiście pamiętać.
Dla mnie najbardziej poruszające były te teksty, które pisane były przez uczestników, naocznych świadków, ofiary. Większość z nich budowała te relacje dopiero po wielu latach, z dystansem, starając się, by „odpowiednie dać rzeczy słowo”. Często trudność wyrażenia tragedii narzucała różewiczowską metodę tzw. „mówienia przez zaciśnięte gardło”.
Pamięć dzieci
Holocaust przeżyty okazał się doświadczeniem, które zostawiło trwałą bliznę. Przerażające są w swej wymowie takie dokumenty literackie, jak spisane przez Romę Ligocką wspomnienia z Holocaustu postrzeganego oczyma małej dziewczynki w czerwonym płaszczyku czy też zapisy Aliny Margolis-Edelman w książce „Tego, co mówili nie powtórzę…” (dodam, że autorka – żona Marka Edelmana znanego m.in. z reportażu Hanny Krall „Zdążyć przed panem Bogiem”, to także Ala z elementarza Mariana Falskiego, z którego wiele pokoleń Polaków uczyło się czytania – zaczynając od zdania „Ala ma kota”).
Takim dokumentem jest też „Dziennik z getta warszawskiego” Mary Berg oraz „Ostatni wróg” Rhody Kaellis. To wszystko to autentyczne relacje dziecięce, a więc tym bardziej wzruszające. Ilustrują szczególną sytuację, w jakiej znalazły się najmłodsze ofiary Holocaustu. Oczywiście wśród dziecięcych świadectw wojny nie można pominąć wstrząsającego w swym autentyzmie „Dziennika” Anny Frank. Ofiary, której zapiski niestety się urywają… Warto też wspomnieć o filmach, które przybliżają temat z dziecięcej perspektywy. A wśród nich na pewno doskonały obraz „Życie jest piękne” Roberto Benigniego czy filmowa adaptacja powieści Johna Boyne’a „Chłopiec w pasiastej piżamie”.
Odnosi się wrażenie, że Holocaust – choć fizycznie przeżyty – przekreślił przyszłość jego ofiar. Trudno było ocalonym odnaleźć się w powojennej rzeczywistości, stwarzającej odtąd nieustanne poczucie, że „to co było, może przyjść”. Ocalenie to także uświadomienie sobie w pełni własnej tożsamości… Ta okazała się wroga nie tylko dla nazistów, ale w pewnym stopniu dla samych ofiar.
W szczególnej sytuacji znalazły się ocalone dzieci żydowskie, które często znajdowały w czasie wojny schronienie w katolickich przytułkach, domach dziecka. Tam musiały udawać, że są kimś innym. Przyjmowały polską tożsamość i katolicką religię. Po wojnie trudno im było powrócić do świadomości, że są tymi Żydami, wobec których tak wielu się odwróciło. Ten problem porusza też w swoim „Początku” Andrzej Szczypiorski.
Lęk przed zapomnieniem
Pamięć zazwyczaj rejestruje jedynie fragmenty pewnej rzeczywistości – jak na fotografii zachowana jest pewna część całości. Forma pamięci była przedmiotem analizy Henryka Grynberga i Stanisława Vincenza. Według Vincenza Żydzi istnieją jedynie we wspomnieniach, które należy pielęgnować. Jego zdaniem książki poświęcone temu problemowi są protestem przeciwko zagładzie i zobojętnieniu tych, którzy byli jej świadkami. To sytuacja tak dobrze znana z wiersza Czesława Miłosza „Campo di Fiori”, kończącego się kategorycznym stwierdzeniem: „Poeta pamięta”.
Autorzy żydowskich wspomnień o Holocauście bali się zapomnienia, gdyż byłaby to najgorsza rzecz, jaka mogłaby się przydarzyć zmarłym. Niszczenie pamięci, zakłamanie rzeczywistości – zarówno teraźniejszej, jak i przeszłej. Niszczenie człowieka w człowieku. Masowe zabijanie wspomnień i ludobójstwo – to wielkie grzechy ludzkości XX wieku.
Co zrobić z pamiętaniem?
Holokaust to dziedzictwo, korzenie i tożsamość, o których nie wolno zapomnieć. Nikomu.
W ciągu niemal osiemdziesięciu lat, które upłynęły od Zagłady, ocaleni z Holocaustu często mówili, jaki wpływ tragedia ta miała na nich i na całą ludzkość. Słowa „nigdy więcej” wielokrotnie pojawiają się na ustach wielkich ludzi. W przemówieniu w Oświęcimiu 27 stycznia 1995 roku z okazji pięćdziesiątej rocznicy wyzwolenia obozu, Elie Wiesel powiedział:
Zastanawiając się nad przeszłością, musimy myśleć o teraźniejszości i o przyszłości, w imieniu tych wszystkich, o których przechowujemy pamięć, powstrzymajmy rozlew krwi, gdziekolwiek ona ma miejsce. Odrzućmy i wystąpmy bardziej zdecydowanie przeciw fanatyzmowi religijnemu i nienawiści rasowej.
I to przesłanie, tak uniwersalne – powinno nam towarzyszyć w życiu codziennym.