Jak przebiega kwarantanna, gdy się mieszka w odległych górskich rejonach Stanów Zjednoczonych? Co zmieniło się w życiu mieszkanki Draper w stanie Utah wraz z ogłoszeniem światowej pandemii? O amerykańskiej izolacji opowiada Kasia, która dwadzieścia lat temu opuściła Polskę.
Z Kate Scheck nawiązuję wirtualny kontakt dzięki Dorocie z Londynu – jednej z bohaterek naszego cyklu. Okazuje się, że jej sieć przyjaciół nie zna żadnych ograniczeń, a z Kasią łączy ją serdeczna zażyłość przypieczętowana ekscytującą zimową wyprawą w góry, gdy trafiły na… świeże ślady niedźwiedzia. Wspomnienia z eskapady z 2017 roku odżywają. Dorota ze śmiechem opowiada: „Kiedy zauważyłyśmy odbite na śniegu wielkie łapy i mnóstwo sierści – błyskawicznie zawróciłyśmy”.
Kiedy więc teraz Dorota zapytała, czy chciałabym poznać kogoś interesującego mieszkającego od lat w Stanach Zjednoczonych – bez wahania przyjęłam ciekawą propozycję. Nowa znajomość stworzyła mi możliwość rozmowy na temat pandemii i wpływu ograniczeń na życie codzienne mieszkańców amerykańskiego stanu Utah. Moja rozmówczyni okazuje się niezwykle serdeczną i otwartą osobą, która poświęca czas na zrelacjonowanie obecnej sytuacji w jej najbliższym otoczeniu.
Pasterskie początki Draper
Kasia wyjechała z Polski dwadzieścia lat temu i zamieszkała w Draper – mieście oddalonym o 25 mil od Salt Lake City. Historia należącego do stanu Utah miasta sięga 1849 roku. Wówczas to spore połacie ziemi wzdłuż górskiego potoku South Willow Creek przekształcono w pastwiska. Ebenezer Brown wypasając tam bydło, zainicjował powstanie osady. Miejsce stopniowo zaczęło się zaludniać. W pierwszej kolejności osiedliła się tam rodzina Ebenezera, w tym jego żona Phebe Draper Palmer Brown. Pierwsi mieszkańcy miejscowości byli członkami rodziny Draper, co wyjaśnia obecną nazwę miasta – dziś liczącego sobie ponad 42 tysiące mieszkańców.
A wśród nich znajduje się właśnie moja rozmówczyni, która jest kierowniczką poradni psychologicznej. W wolnych chwilach chętnie sięga po książki i dogląda swojego pięknego ogródka.
Amerykańskie restrykcje w czasie pandemii
Rozmawiam z Kate 30 kwietnia, kiedy część z początkowo wprowadzonych restrykcji uległa złagodzeniu. Poza tym już na samym wstępie mieszkanka położonego w górskich rejonach Draper zastrzega, że w pobliskim Salt Lake City ograniczenia były i nadal są zdecydowanie bardziej rygorystyczne niż w jej miejscowości.
Na pytanie o obostrzenia obowiązujące na terenie stanu Utah, Kasia odpowiada: „Wcześniej były zamknięte przez pewien czas szkoły, restauracje, parki narodowe i sklepy np. z odzieżą. W przyszłym tygodniu to się częściowo zmieni. – Dodatkowo wyjaśnia: – Dzieci nadal nie będą chodzić do szkół. Ciągle też zamknięte będą place zabaw. Jednak zaczną znów funkcjonować restauracje i sklepy, które niekonieczne sprzedają tzw. produkty pierwszej potrzeby. Wcześniej z restauracji można było zamawiać jedzenie na wynos lub z dostawą do domu. Noszenie maseczek i rękawiczek w przestrzeni publicznej nie jest u nas obowiązkowe, ale słyszałam, że ma się to wkrótce zmienić. Podobno konieczne będzie ich zakładanie w marketach. Lasy, pobliskie parki i szlaki pozostały otwarte i można z nich korzystać, oczywiście z rozsądkiem”.
Wiem już, że Kate pracuje w poradni psychologicznej, a tego typu placówki zostały uznane za instytucje świadczące istotne usługi, co przełożyło się na ich nieprzerwane funkcjonowanie. Kate opowiada o tym, jak obecnie wygląda praca w tym miejscu: „Poradnia pracuje nieprzerwanie. Właściwie niewiele w tym miejscu się zmieniło wraz z ogłoszeniem pandemii. Jedyną różnicę stanowi może zachowanie bezpiecznego dystansu między klientami w biurze i pracownikami, a także dodatkowa dezynfekcja”.
Kwarantanna w górskim klimacie
Czy codzienność Kate zmieniła się diametralnie wraz z wybuchem epidemii? Moja rozmówczyni przyznaje, że mieszkając poza miastem nie odczuwa się zasadniczych różnic. Draper to miejsce z wyjątkowo malowniczym krajobrazem – na wschodzie roztacza się pasmo górskie Wasatch, a na południu majaczy góra Traverse Ridge.
Nic dziwnego zatem, że ostatni miesiąc Kate sporo czasu spędza na górskich wędrówkach, spacerach i – jak wiele osób na całym świecie – przy monitorze komputerowym. Kwarantanna przyniosła drobne niedogodności i tęsknotę za spotkaniami z bliskimi, ale poza tym – niewiele zmian. Kate relacjonuje: „Zakupy spożywcze raz w tygodniu robi mój mąż. W sklepie zakłada rękawiczki. Większość produktów kupujemy jednak przez internet”. I dodaje: „Brakuje nam domowych spotkań z przyjaciółmi i znajomymi”.
Kina samochodowe i Powrót do przyszłości
Społeczna izolacja oraz szereg obostrzeń ograniczających życie towarzyskie i udział w wydarzeniach kulturalnych przyniosły niespodziewany renesans kin samochodowych. Opatentowany w 1933 roku pomysł miejsc stanowiących połączenie parkingów z możliwością uczestniczenia w seansach filmowych okazuje się w obecnej sytuacji świetnym rozwiązaniem. Zapewnia bezpieczeństwo, ogranicza kontakt z innymi widzami zamkniętymi w swoich samochodach, a jednocześnie daje namiastkę wspólnego oglądania filmów na dużym ekranie.
Kate także korzysta z tej formy rozrywki, opowiadając: „Tutaj takie kina były popularne dawno temu, a teraz na czas epidemii wróciły do łask ze względu na social distancing. Filmy są wyświetlane codziennie po zapadnięciu zmierzchu. Każdy uczestniczy w seansie, siedząc w swoim aucie, a jedzenie można zamówić przez internet i kelner w masce przyniesie je do auta”.
Moja rozmówczyni właśnie wróciła z takiego seansu. Wyświetlany film, a bardziej jego tytuł, można chyba uznać za swego rodzaju przesłanie, czego tak naprawdę wszyscy teraz najbardziej pragniemy. Na ekranie w kinie samochodowym pojawił się bowiem kultowy już obraz z 1985 roku wyreżyserowany przez Roberta Zemeckisa. To legendarny Powrót do przyszłości…
Zmęczenie izolacją i czekanie na normalność
Jak mieszkańcy Draper przyjęli rzeczywistość, w której należy zachować społeczny dystans? Jak zareagowali na ogłoszenie stanu pandemii? Z obserwacji Kate wynika, że zdecydowana większość podporządkowała się ograniczeniom, zdając sobie sprawę, że minimalizowanie kontaktów służy ochronie zdrowia i życia. W sąsiedztwie wiele osób pracuje zdalnie i przestrzega społecznego dystansu, unikając kontaktów towarzyskich. Moja rozmówczyni zastrzega przy tym: „Mieszkam w górach, więc widuję sporo osób na zewnątrz: biegających, spacerujących szlakami, jeżdżących na rowerach czy też po prostu na podwórkach przed domem”. Dodaje: „W pierwszym okresie trochę było paniki i niektórzy masowo kupowali papier toaletowy i wodę w butelkach”. Ten okres jednak szybko minął, a ludzie z większym spokojem i dystansem zaczęli podchodzić do sprawy.
Puentuje to następująco: „Ogólnie to wszyscy mają już teraz dosyć tych ograniczeń. Wyczuwa się zmianę nastawienia do problemu i sytuacji. Ludzie po prostu zaczynają żyć swoim życiem”.
*wszystkie zdjęcia należą do Kate i są udostępnione za jej zgodą