O tym, jak wygląda życie w Kolonii opowiada Bogunia, która w tej części Niemiec mieszka od dziewięciu lat. Jej relacja skupia się w dużej mierze na codzienności w cieniu pandemii postrzeganej z perspektywy mamy 3,5-letniej Leonii. A przy okazji i o tym, jak zmienił się znajomy najbliższy świat tej uroczej dziewczynki.
Położone nad Renem piękne miasto z dumną gotycką katedrą do niedawna wydawało się oazą spokojnej egzystencji, w której kolejne dni wyznaczał określony rytm niemieckiego porządku. W tej rzeczywistości doskonale odnajdywała się Bogunia, którą znam od piętnastu lat.
Zawsze poukładana i świetnie zorganizowana stanowiła w licealnych czasach wzór dla tych, którzy zapominali terminów oddania prac, a zadania domowe odrabiali w ostatniej chwili na szkolnym korytarzu. W najbardziej krytycznych momentach zawirowań szkolnej rzeczywistości, Bogunia zachowywała stoicki spokój. Nie dawała się ponieść emocjom, które nie są najlepszym doradcą w rozwiązywaniu problemów. Jej system odporności na nagłe zwroty akcji wydawał się nie do zburzenia. Łagodność i po prostu ludzkie ciepło emanujące z jej osobowości uspokajały każdą awanturę czy drobne nieporozumienie. I teraz te cechy jej osobowości działają jak plaster na ranę niepokoju i niepewności zrodzonych przez pandemię.
Świat z perspektywy podwórka
Bogunia wraz z mężem i córeczką mieszkają na spokojnych przedmieściach Kolonii. Z okien rozpościera się widok na sąsiednie domy oraz aleję drzew, na których gałęziach w słoneczne dni schronienie znajdują dzikie papugi. Ulicą przecinającą cztery dzielnice codziennie przejeżdża około 30 tysięcy samochodów. Teraz jest ich co najmniej o połowę mniej.
Bogunia wraz z Leonią od miesiąca przyglądają się otoczeniu głównie przez okna mieszkania. Z niecierpliwością wyczekują cieplejszych dni, kiedy na drzewach pojawią się barwne ptaki. Na szczęście ich dom dysponuje też podwórkiem, które teraz musi zastąpić plac zabaw. W Kolonii przedszkola zamknięto w tym samym dniu co w Polsce – 16 marca, ustalając, że ten stan będzie trwał co najmniej do 19 kwietnia. Czy po świętach zostaną znów uruchomione? Tego na razie nie wiadomo. Dla Leonii to największa zmiana, która zaszła w ostatnim czasie. Dziewczynka doskonale wie, że „jest choroba i nie wolno wychodzić”, ale w rozmowie na ten temat jak bumerang wraca kwestia zamkniętego przedszkola, a co się z tym wiąże – zabaw z rówieśnikami.
Opieka medyczna w Kolonii w czasach pandemii
Bogunia przed ogłoszeniem pandemii pracowała w niepełnym wymiarze godzinowym. Dwa razy w tygodniu uczęszczała na zajęcia gimnastyki rehabilitacyjnej, które od 17 marca zostały zawieszone. Ośrodek fizjoterapeutyczny odwołał wszystkie zajęcia grupowe. Moja rozmówczyni skorzystała jednak z możliwości uczęszczania na zajęcia indywidualne – raz w tygodniu. Rehabilitacja odbywa się z zachowaniem wszelkich możliwych środków ostrożności – fizjoterapeuci przyjmują pacjentów w rękawiczkach i maseczkach.
Jeśli chodzi o lekarzy-specjalistów, to przyjmują pacjentów przede wszystkim w godzinach przedpołudniowych – przynajmniej takie ma doświadczenia Bogunia, korzystająca dość często z usług niemieckiej służby zdrowia. Przy okazji dorzuca też informacje na temat testów na koronawirusa. „Koleżanka ostatnio robiła badania krwi i zaproponowano jej wówczas dodatkowo test na obecność przeciwciał Covida. Zdecydowała się na jego przeprowadzenie. Kosztowało to 40 euro”. Dodaje: „W Kolonii wykonuje się 5 tysięcy testów dziennie. 2 marca w samej Kolonii było 5 potwierdzonych przypadków, a dziś (10 kwietnia) jest ich 1947. Do tej pory zmarło 43 mieszkańców Kolonii”.
Statystyki wskazują wysoką wykrywalność choroby. Testy to jeden ze skutecznych sposobów ograniczenia rozprzestrzeniania się wirusa. Niemcy doskonale o tym wiedzą.
Co się zmieniło w Kolonii?
Pytam Bogunię o to, jak zmieniło się życie w Kolonii po ogłoszeniu pandemii i jakie reakcje temu towarzyszyły. „Dokładnie miesiąc temu,10 marca wprowadzono zakaz imprez masowych – takich powyżej 1000 osób, a już 4 dni później lawinowo pojawiły się kolejne ograniczenia. Zakazano uczestniczenia w nabożeństwach. Zamknięto sale koncertowe, dyskoteki, teatry. Po prostu zamarło życie kulturalne i towarzyskie.
Pozamykano galerie handlowe, place zabaw, kluby fitness. Restauracjom pozwolono serwować jedzenie tylko na wynos i dowóz. Nadal otwarte są sklepy spożywcze oraz zoologiczne, drogerie, apteki czy markety budowlane. W sklepach są informacje przypominające o tym, aby utrzymywać bezpieczną odległość. Wchodząc do marketów każdy powinien mieć wózek, których ilość jest ograniczona – w ten sposób unika się tłumu w środku. Urzędy są pozamykane, ale z ich pracownikami można się kontaktować telefonicznie oraz za pośrednictwem poczty elektronicznej”.
Zauważamy, że restrykcje są podobne do tych, które wprowadzono w Polsce. Bogunia dodaje: „Nie ma nakazu noszenia rękawiczek i masek ochronnych, ale jest to oczywiście wskazane dla własnego bezpieczeństwa”.
Reakcje na hasło „zostań w domu”
Dopytuję o egzekwowanie przepisów wprowadzonych w związku z epidemią, o ewentualne kary grożące za łamanie zakazów. „W naszym landzie mogą zostać nałożone grzywny za złamanie zakazu w wysokości od 200 euro do maksymalnie 25.000 euro”. I dodaje: „Za wykroczenia uznaje się między innymi pikniki i grillowanie w miejscach publicznych. Grozi za to grzywna w wysokości 250 euro. Z kolei w przypadku spotkań w miejscach publicznych z udziałem ponad dwóch, ale mniej niż dziesięciu osób, każda z nich musi zapłacić mandat w wysokości 200 euro. Każdy, kto naruszy zakaz odwiedzin, na przykład w domu spokojnej starości lub w szpitalu, musi zapłacić grzywnę w wysokości 200 euro. W szczególnie poważnych przypadkach stawki te ulegają podwojeniu. A w razie powtarzających się naruszeń możliwe jest nałożenie kar pieniężnych w wysokości nawet do 25.000 euro”.
Dopytuję, jak wygląda to w praktyce. Czy mieszkańcy Kolonii podporządkowują się tym zakazom? Z obserwacji wynika, że zdecydowana większość przestrzega nowych przepisów. W sklepach ludzie utrzymują bezpieczną odległość i na ulicach nie widać większych skupisk ludzi. Jednak – zdaniem Boguni – hasło „zostań w domu” w Polsce bardziej wzięto sobie do serca niż w Kolonii. Zaznacza przy tym: „W pierwszych dniach ogłoszenia pandemii więcej osób siedziało w domach. Z czasem ludzie chyba oswoili się z nową rzeczywistością i częściej opuszczają swoje mieszkania. Chyba też coraz trudniej siedzieć tak długo w czterech ścianach”.
Praca w czasie epidemii
Dowiaduję się też, że mąż Boguni nie mógł pracować zdalnie, jednak jego szef przeorganizował pracę w taki sposób, by ograniczyć interakcje między ludźmi. Stworzył m.in. małe zespoły, najczęściej pary lub grupy 3-osobowe, które nie wchodzą w kontakty z pozostałymi. Wprowadził też dwuzmianowość, dzięki czemu ograniczono spotykanie się pracowników. Mąż za każdym razem, gdy wraca z pracy, natychmiast bierze prysznic i zmienia odzież, eliminując zagrożenie do możliwego minimum.
Niepewność jutra
Bogunia podkreśla, że jako osoba z osłabionym systemem immunologicznym stara się nie opuszczać domu, oczywiście poza wizytami w klinice czy wyjściami na fizjoterapię. Sprawami zaopatrzeniowymi zajmuje się mąż, który w drodze z pracy zahacza o sklepy, by przywieźć do domu wszystko, co potrzebne do życia.
Na szczęście ich dom dysponuje zamkniętym terenem parkingowym, z którego Bogunia korzysta, by wyjść na krótki spacer z psem czy też stworzyć namiastkę zabaw przedszkolnych Leoni. Jedyny ich sąsiad to 70-letni starszy pan, który sporadycznie opuszcza dom, by wyjść na zakupy. Kiedy próbowano go wyręczyć i oferowano pomoc, stanowczo odmawiał. Tłumaczył, że „siedzenie w czterech ścianach osłabia go psychicznie i po prostu musi czasem wyjść, chociaż do sklepu”.
Wiem, że Bogunia z rodziną planowała w tym roku wrócić do kraju. Córeczka została już zapisana do polskiego przedszkola. Teraz ta stanowcza decyzja przekształciła się w wątpliwość. „Jesteśmy w martwym punkcie. Nie wiemy, co ostatecznie zrobimy. Liczymy, że najbliższe dwa miesiące przyniosą opanowanie epidemii. Bądźmy dobrej myśli”.
*wszystkie zdjęcia należą do Boguni i są udostępnione za jej zgodą
Jaki ten świat jest mały! Pozdrawiam