Branża eventowa była jedną z pierwszych, w którą uderzyła pandemia. Przekonała się o tym żyjąca w Norwegii od czternastu lat Monika – organizatorka tras koncertowych i promotorka muzyków. Podzieliła się z nami garścią spostrzeżeń, jak jej codzienność, najbliższe otoczenie i plany zawodowe zmienił koronawirus.
Monika Rajewska swoją filigranową powierzchownością zaprzecza drzemiącej w niej sile. Pamiętam ją jeszcze z czasów licealnych, kiedy potrafiła porwać swoim entuzjazmem i stanowczością społeczność szkolną do najbardziej szalonych inicjatyw. Artystyczna dusza, której serce zawsze mocniej biło, gdy nadarzała się okazja do spełniania szalonych pomysłów z kulturalnym akcentem. Zawsze otwarta na to, co nieznane i pachnące nowością.
Kiedy wychodziła z pomysłami na przedstawienia, koncerty, akcje charytatywne – nikt nie potrafił jej odmówić. Zarażała chęcią dokonywania niemożliwego. I późniejsze jej decyzje również obarczone były tymi cechami charakteru, wobec których otoczenie nie mogło pozostać obojętne. Monika udowodniała, że aby marzenia się spełniały, nie wystarczy bujać w obłokach. Trzeba działać.
Gdy wszystko gra w Norwegii
Czternaście lat temu wyjechała do Norwegii. Pierwsze dziewięć lat spędziła w Kristiansand na południowym wybrzeżu Norwegii, potem przyszedł czas na podbój stolicy – Oslo. I oczywiście szczęścia szukała w branży, która dawałaby jej nie tyle miliony monet, co spełnienie się w tym, co było jej żywiołem. Muzyka zawsze grała jej w duszy i ten rytm wyczuła firma, w której powierzono jej pracę z artystami.
Najczęściej wywiązywała się z obowiązków merchandisera. Odpowiadała za przygotowanie tras koncertowych, była backstage managerem. Lista muzyków, z którymi pracowała jest naprawdę imponująca. Monika wymienia niektórych: DJ Quik i Xzibit, Vader, Major Lazer i Diplo, Skepta, Diana Krall, Backstreet Boys, Melody Gardot, Bob Dylan, Lissie, Madrugada, A-ha, The Cardigans, Cannibal Corpse, Nils Frahm. Zajmowała się wszystkim, co związane ze sceną muzyczną. Miała okazję uczestniczyć w trasach koncertowych jako tour manager, promowała artystów i była po prostu człowiekiem-orkiestrą. Wszystko grało – dosłownie i metaforycznie. Do czasu…
Koronawirus vs branża eventowa
Na początku zawieszono planowane koncerty i wszelkie przedsięwzięcia kulturalne, które wiązałyby się z większymi zgromadzeniami ludzi. Monika wspomina: „Pamiętam, że dwa dni po ogłoszeniu epidemii w Norwegii miałam pracować na bardzo dużym koncercie norweskiego artysty. Duży event. Mnóstwo pracy i ogromne koszty. Koncert został oczywiście odwołany”. Dodaje: „Nie da się pracować na koncertach bez koncertów. Bez ustalenia następnych dat występów nie można zacząć planować, a to przede wszystkim należy do moich obowiązków”.
Jak mówi – w firmie wszyscy są zaniepokojeni sytuacją. Oczywiście myśli się o tym, by pracownicy nie stracili pracy. A rzeczywistość jest brutalna. Mnóstwo planowanych koncertów zostało już opłaconych. Parafrazując słowa z piosenki Dire Straits: „Money for Nothing”. Tym razem brzmią wyjątkowo złowieszczą. Koncertów nie będzie. Artyści są gotowi. Publiczność czeka. Ale tu główne skrzypce gra koronawirus…
Obecnie Monika jeszcze ma kilka spraw zawodowych do zamknięcia. Rozmawia z klientami, ściąga należności za ostatnie zrealizowane projekty. Ale to ostatnie zajęcia, które są do wykonania. Już teraz wie, że będzie bez zajęcia na pewno do końca czerwca, jednak docierają już do niej sygnały, że przerwa będzie trwała do września. Wakacyjne festiwale sukcesywnie są odwoływane. Co będzie potem? Co planować, skoro przyszłość jest tak niepewna…
Norwegowie w kwarantannie
Pytam Monikę o reakcje Norwegów na nową rzeczywistość. W naszych mediach pojawia się niewiele wzmianek o tym kraju skandynawskim w kontekście pandemii. Tym bardziej więc jestem ciekawa, jak wygląda sytuacja. Monika już na początku podkreśla: „W Norwegii społeczeństwo jest bardzo świadome, co się dzieje i większość bez problemu została w domu od samego początku. Tylko nieliczni się trochę buntowali, ale to normalne w każdym kraju. Właściwie nie było nic więcej oprócz postów na Facebooku”.
Stereotyp związany z mieszkańcami właściwie całej Skandynawii przedstawia ich jako ludzi chłodnych i zdystansowanych. Ale to oczywiście jeden z wielu upraszczających obrazów. Zakładając jednak, że może w tym tkwić ziarno prawdy, można przypuszczać, że izolacja i społeczny dystans to dla nich bułka z masłem. Czy naprawdę?
Monika zwraca uwagę, że Norwegowie bardzo lubią spędzać wolne weekendy oraz święta wielkanocne w górskich chatkach. „Teraz im tego zabroniono, więc właściciele takich domków na początku się czepiali. Było na ten temat trochę burzliwych dyskusji. Jednak większość społeczeństwa potępiła ich zachowanie i teraz sprawa ucichła”.
Pomocna dłoń w czasach pandemii
Pytam też o rozwiązania systemowe. Co robi rząd dla swoich obywateli? Jak wygląda wsparcie dla ludzi, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji? Monika uspokaja, że politycy rozwiązują problemy w miarę możliwości na bieżąco, reagując na zmieniającą się sytuację i zagrożenie. Podkreśla: „W Norwegii jest bardzo dobry system socjalny, więc i tak mamy szczęście”. Opowiada też o wielu inicjatywach społecznych, które nakierowane są na niesienie rozmaitej pomocy potrzebującym. Wspomina m.in. o dostępnej od lat aplikacji nabohjelp, dzięki której ludzie szukają pomocy w najbliższej okolicy. Poza tym utworzono też wiele grup na portalach społecznościowych, gdzie można znaleźć wsparcie w zaistniałej sytuacji. Monika opowiada też o swojej koleżance: „Jest zdrowa, więc rozwozi ludziom zakupy na rowerze z przyczepką, oczywiście za darmo”.
Podobnie jak w innych krajach – ludzie starają się wspierać lokalny rynek. Restauracje są zamknięte, ale wiele z nich oferuje swoje usługi z dowozem do domu, przy czym część zysków przekazuje na pomoc szpitalom. Monika dodaje, że mówi się o tym, że po świętach wielkanocnych szkoły i część zakładów pracy mają zostać otwarte. Zastrzega się jednak, by ci, którzy mogą wykonywać pracę zdalnie – pozostali w domach.
Jeśli chodzi o branżę, w której pracuje Monika, fani nie pozostają obojętni na sytuację kryzysową: „Choć sale koncertowe świecą pustkami, to wiele osób wpłaca dotację na ich konta – po prostu myśląc o przyszłości, nie chcąc stracić swoich ulubionych miejsc”. Norwescy artyści koncertują w swoich domach i udostępniają nagrania, by nie stracić kontaktu z publicznością. Show must go on…
Optymizm – lekarstwem na ciężkie czasy
Na koniec pytam Monikę o to, jak wygląda teraz jej codzienność. Jest ona dodatkowo skomplikowana faktem, że ta tryskająca energią i optymizmem dziewczyna cierpi na chroniczną chorobę – endometriozę. Rok temu przeszła dwie operacje, więc jej organizm jest osłabiony, a tym samym i mniej odporny. W obecnej sytuacji szczególnie uważa na siebie i ogranicza kontakty ze światem zewnętrznym do absolutnie niezbędnego minimum.
Większość zakupów zamawia przez internet, a jeśli sytuacja tego wymaga – wychodzi do sklepu raz w tygodniu, zachowując najwyższe środki ostrożności. Nie zakłóca to jednak jej pogodnego usposobienia: „Nie jest źle. Mam ogródek i współlokatorów, którzy zawsze mogą mi pomóc”. Gorzej, gdy choroba daje o sobie znać: „Nie mogę iść na pogotowie, bo mogę się zarazić, więc zostaję z bólem sama. Miałam zaplanowane zabiegi w marcu, w klinice, ale teraz niestety nie przyjmują nowych pacjentów”. I jak to Monika – starająca się zawsze znaleźć pozytyw w negatywie, kwituje: „Mam „szczęście” bycia chorym. Przysługuje mi chorobowe, więc dostanę pieniądze od państwa”.
*wszystkie zdjęcia należą do Moniki i są udostępnione za jej zgodą