Ne ma problema

Po dwóch dniach w Mostarze decydujemy się ruszyć dalej. Rekomendacje właścicielki hostelu wskazują nam małą miejscowość Blagaj.

Gorące pożegnanie z Mostarem

Pakujemy plecaki, ściągamy mapy i informacje z neta, wzmacniamy się kawą i wychodzimy na kamienne uliczki Mostaru. Niemiłosierny upał nie sprzyja wspinaniu się wąskimi ścieżkami pod górę. Trudno znaleźć jakiś zacieniony skrawek. Trochę błądzimy, zapuszczając się w osiedle domków na obrzeżach miasta. Spotykani ludzie służą pomocą i w końcu udaje nam się wydostać na właściwą drogę. Pot leje się przy niemal 40 stopniach, ruch jest niesamowity, ale brakuje dobrego miejsca na łapanie stopa.

łapanie stopa z mostaru w bośni

Dochodzimy do stacji benzynowej, gdzie uzupełniamy zapasy wody i znowu kawą ładujemy baterie. Podchodzi do nas sympatyczny chłopak, który właśnie zziajany zszedł z rowera. Okazuje się, że Mustafa właśnie wraca z Blagaj i gorąco poleca odwiedzenie tego miasta. Podczas pogawędki podjeżdża samochód z warszawską rejestracją. Rodacy są na wakacjach w Chorwacji i zrobili sobie krótki wypad do Mostaru. Niestety nie mają miejsca w samochodzie, by nas podrzucić w okolice.

Upał nie łagodnieje i decydujemy się na przeczekanie skwaru w restauracji na stacji benzynowej. Ledwie zdążyliśmy zamówić porcję džigericy i pljeskavicy, a niespodziewanie niebo staje się granatowe i spada potężna dawka deszczu. Ulewa trwa jakieś 20 minut – jak to zresztą zdarzało się w ostatnich dniach pobytu w Serbii i Bośni.

Błagamy – do Blagaj!

Kiedy wychodzimy najedzeni z restauracji, powietrze jest rześkie, a słońce już nie jest tak silne. Piszemy na kartonie nazwę naszej docelowej wędrówki „Blagaj” i liczymy na szczęście.

Po upływie jakiś 10 minut zatrzymuje się mały samochód z uśmiechniętym kierowcą. Kiedy pytamy, czy nas zabierze do Blagaj, jest wniebowzięty. To jego miejscowość i cieszy się, że jest kierunkiem naszej wyprawy. Nie mówi w ogóle po angielsku. Komunikacja opiera się na gestykulacji i ewentualnym podobieństwie niektórych słów w języku bośniackim i polskim. Pokazuje, że mamy wrzucić plecaki na tylne siedzenia, a sami wspólnie zająć miejsce przy nim. Spoglądamy na siebie zdumieni, ale kiedy zaglądamy na tylne siedzenia, okazuje się, że leży tam ogromna, wystająca przez uchylony bagażnik… gruba szyba.

kościół w blagaj

Krucho z nami…

Znamy doskonale ciężar naszych plecaków i wiemy, że nawet naginając prawa fizyki nie ma opcji żeby szyba wytrzymała takie obciążenie. Próby wytłumaczenia sytuacji nic nie zmieniają. Kierowca upiera się, byśmy wsiedli. A zatem najpierw minimalnie lżejszy plecak delikatnie wsuwamy na szybę, a potem obok ląduje cięższy. I bang! Oczywiście natychmiast słyszymy brzdęk roztrzaskiwanej w drobny mak szyby. Plecaki zapadają się pod szkłem, my jesteśmy w trakcie prób upchania się w duecie na przednie siedzenie.

Czekamy na reakcję kierowcy w związku z szybą, po której nie ma już śladu. A ten wprawdzie łapie się za głowę, ale ostro rusza z miejsca i stwierdza: „Ne ma problema!”.

Pyta skąd jesteśmy, a kiedy oświadczamy, że z Polski, natychmiast wykrzykuje: „Lewandowski” i zaczyna serię przybijania piątek. Nasz karton używany do łapania stopa ląduje z jego inicjatywy za przednią szybą samochodu niczym tabliczka umieszczana w autobusach dla określenia kierunku podróży. Dowiadujemy się, że kierowca ma na imię Ismet i jest fanem piłki nożnej. Z każdym kilometrem czujemy się coraz bliższymi znajomymi Ismeta, który usiłuje nam opowiedzieć o całym swoim życiu – części opowieści się domyślamy, części w ogóle nie rozumiemy.

Dobry ćłowiek Ismet

Ismet w trakcie jazdy co kilka minut wykrzykuje z radosnym śmiechem: „Lewandowski!” i skanduje: „Hercegowina”. Jest niezwykle energiczny, a jego żywiołowa natura przekłada się na sposób prowadzenia auta (właściwie to był szałaputem jak cholera). Jedziemy z impetem, co jakiś czas przyglądając się mijanym samochodom, których kierowcom Ismet kiwa na powitanie.

wodospady w blagaj bośnia i hercegowina

Stałymi elementami jazdy są też spojrzenia na roztrzaskaną szybę i powtarzane niczym mantra: „Ne ma problema!” oraz nadużywanie klaksonu, który spełnia częściej towarzyskie funkcje niż ostrzegawcze dla innych użytkowników drogi. Cały czas Ismet prowadzi konwersację, powtarza „wy dobre ćłowieki, ja dobry ćłowiek” i odpala kolejne papierosy. Podkreśla, że jest mieszkańcem Hercegowiny, dokonując wyraźnej rozdzielności z Bośnią.

W lokalnym klimacie

Kiedy docieramy do Blagaj i z trudem wyciągamy plecaki, otrzepując je z masy szkła, Ismet znów przypomina, że „ne ma problema”. Zaprasza nas do lokalnej knajpki na piwo i dalsze pogaduchy. Oczywiście chcemy się jakoś zrewanżować i choć symbolicznie zmniejszyć straty potłuczonego szkła, więc stawiamy pierwszą kolejkę. W knajpce przesiadują sami lokalni klienci. Ismet przy każdej wchodzącej osobie, dokonuje prezentacji typu: „To jest mój fryzjer”, „To jest mój dentysta”

Nawet nie zauważamy, kiedy butelka Ismeta zostaje opróżniona. Na stole pojawiają się trzy kolejne piwa, za które płaci nasz znajomy, nie pozwalając na uregulowanie rachunku. Ismet pali jak smok, a każdy odpalany papieros to kolejna dawka informacji z jego życia. Dowiadujemy się o dwóch synach, z których jest bardzo dumny. W trakcie spotkania dzwoni do żony, której – jak się tylko domyślamy – opowiada o spotkaniu z nami.

wodospady w blagaj

Gdy zauważamy, że kolejna butelka Ismeta jest pusta, kupujemy mu trzecią i coraz mniej rozumiemy z całej sytuacji. Próbujemy zasygnalizować mu, że musimy iść dalej poszukać miejsca do spania, ale werbalne komunikaty stają się trudne. W końcu pokazujemy mu, że czas na nas, serdecznie się z nim żegnamy i zarzucamy plecaki. Ismet zapisuje nam swój adres (okazało się później, że bez numeru domu), z którego nie bardzo wiemy, jaki mamy zrobić użytek, tym bardziej, że nasz kierowca przysiada się do stolika swoich znajomków i pije kolejne piwko. Dostaliśmy też numer telefonu, ale po próbie nawiązania kontaktu okazało się, że nie da się zrealizować połączenia. Szkoda – mieliśmy w planach odwiedzić naszego ziomka kolejnego dnia z czymś co pomoże zapomnieć o stłuczonej szybie.

Biały dom w Blagaj

Ruszamy przed siebie, rozglądając się za jakimś ciekawym miejscem na rozbicie namiotu lub choćby hostelem. Gdy trafiamy na jedną z wąskich uliczek, zatrzymuje się przy nas samochód z niemiecką rejestracją, którego kierowca pyta, czy nie potrzebujemy noclegu. Oczywiście potwierdzamy, na co on zaprasza nas do swojego domu, który wskazuje palcem.
„Biały dom”, bo tak go określa, znajduje się nieopodal na wzgórzu i zwraca uwagę swoją elegancją. Kierowca informuje, że jedzie tylko na obiad, za jakieś 30 minut wróci i jeśli przyjmujemy jego zaproszenie, mamy się udać we wskazanym kierunku. Pytany o cenę, odpowiada, że jest to zaproszenie i nie będziemy w ogóle płacić.

Zaskoczeni szczęśliwym trafem, zmierzamy w stronę „białego domu”. Przy bramie zrzucamy plecaki i postanawiamy czekać na właściciela. Po kilkunastu minutach na tarasie pojawia się starsza pani, która okazuje się mamą spotkanego przez nas Ahmeta – architekta pracującego w Niemczech. Staramy się jej wyjaśnić, że jej syn nas zaprosił do siebie. Tu w komunikacji bardzo pomocny jest nasz rodzimy język, który szczątkowo zostaje zrozumiany przez gospodynię. Ta zaprasza nas na taras, częstuje sokiem i opowiada o swoim synu, który zaprojektował ten imponujący dom, a w wolnym czasie maluje obrazy (w domu znajduje się galeria jego płócien).

kawiarnia bosnia

Niebo gwiaździste nad nami…

Gdy pojawia się Ahmet, prowadzi nas do urokliwego małego domku tuż przy jego rezydencji. Pokazuje świeżo wyremontowany pokój z łazienką, z którego możemy korzystać. Podaje też propozycję noclegu tuż przy basenie na ogromnym zadaszonym tarasie, skąd rozpościera się wspaniały widok. Wybieramy drugą opcję i zabieramy się za zagospodarowanie przestrzeni na najbliższą noc. Nasz gospodarz troszczy się, czy wszystko nam odpowiada, pozostawiając jednocześnie pełną prywatność.
Noc przy basenie, z możliwością podziwiania górskiego krajobrazu i rozgwieżdżonego nieba… Bajka!

willa z basenem w blagajwilla z basenem w blagaj

Gościnność w Blagaj

Rano pakujemy się, żegnamy z gospodarzem, pstrykamy pamiątkową fotkę i z pozytywnym nastawieniem idziemy na kawę do knajpki, w której łapiemy wifi, by poszukać hostelu w Blagaj, co pozwoli nam na zrzucenie plecaków i swobodne spacerowanie po miasteczku.

bośniacka gościnność

Szybkie śniadanie na ławce i ruszamy w stronę hostelu. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że nastąpiła tam awaria, jednak gospodarz oferuje nam pokój w sąsiednim domu – guesthousie S. Kilaći – na takich samych warunkach finansowych.
Miejsce jest znakomite, a gospodarze przemili. Na dole domu prowadzą rodzinną restaurację, z której menu korzystać będziemy z dużą przyjemnością.
Właściciel podwozi nas do centrum do jedynego w Blagaj bankomatu i stamtąd wybieramy się na spacer w kierunku XV-wiecznego klasztoru derwiszów (z czasów panowania Sulejmana Wielkiego) zlokalizowanego w malowniczym otoczeniu – u podnóża skały. Tuż obok klasztoru ma swoje źródło rzeka Buna – rzekomo woda wypływa tu w ilości 43 tysięcy litrów na sekundę. Postanawiamy zatrzymać się nad Buną w jednej z kilku restauracji z tarasami widokowymi. Przy piwie podziwiamy tutejsze widoki, które naprawdę są wyjątkowe.

klasztor derwiszów w blagaj

Oczywiście, by tradycji naszych wycieczek po Bałkanach stało się zadość – nie obywa się bez deszczu, który jest silny, ale trwa kilkanaście minut.
Orzeźwiające powietrze zachęca do spaceru w pobliże źródła rzeki, a potem głód prowadzi nas do restauracji gospodarzy naszego hostelu. Tu po smacznym posiłku otrzymujemy w gratisie hurmašice (bardzo słodkie ciasto biszkoptowe nasączone sokiem owocowym z orzechami) oraz porcje soczystych owoców: arbuza i melona.

Po tak leniwym dniu wypełnionym spokojnym spacerem i pięknymi widoczkami wieczór spędzamy na uzupełnianiu relacji z podróży i planowaniu kolejnego etapu bałkańskiej wędrówki.

 

Wpis jest relacją z autostopowego wyjazdu na Bałkany i do kilku sąsiadujących z nimi krajów. 

Jeśli uważasz, że ten tekst może zainteresować Twoich znajomych - dmuchnij nam w żagle i udostępnij go dalej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *