Jak przebiegały kolejne etapy wprowadzania obostrzeń w Islandii? Co stanowiło problem dla mieszkańców tego malowniczego kraju? W jaki sposób radziła sobie z nową rzeczywistością blogerka, która prywatnie jest mamą uroczego Vincenta? O tym i wielu innych sprawach opowiada Olga, która od piętnastu lat mieszka w Reykjaviku.
Olgę Knasiak poznaję wirtualnie poprzez łańcuszek kontaktów uruchomionych za sprawą Magdy i Doroty z Londynu. Tą drogą docieram po raz drugi na Islandię i mam okazję poznać pandemiczną rzeczywistość z perspektywy autorki bloga Polka na Islandii.
Magnetyzm Islandii
Olga mieszka w tym niewielkim kraju położonym na wyspach od piętnastu lat. Wyjeżdżając z Polski świeżo po maturze, miała w planie zostać w Islandii rok. Jak jednak wiadomo – plany w konfrontacji z rzeczywistością często przegrywają. I często wychodzi to na dobre. Olgę kraj wulkanów, lodowców i gejzerów tak bardzo przekonał do siebie, że już nie wróciła do ojczyzny.
Obecnie mieszka na obrzeżach Reykjaviku. Na co dzień pracuje jako kadrowa i księgowa w islandzkiej firmie instalacyjnej. Hobbistycznie prowadzi wspomnianego bloga Polka na Islandii oraz konto na Instagramie, o czym opowiada: „Blog skierowany jest głównie do Polaków mieszkających na wyspie. Piszę artykuły o tym, jak się odnaleźć na wyspie w pierwszych miesiącach po przyjeździe, formalnościach i kosztach związanych z przyjazdem. W codziennej aktywności na Instagramie przemycam sporo ciekawostek na temat Islandii, mojego życia na wyspie oraz pięknych widoków”.
Pomysł blogowania
Piękne zdjęcia islandzkich krajobrazów, interesujące teksty podejmujące szeroki wachlarz tematów potrafią sprawić, że czytelnik wtapia się w świat Olgi. A ten jest wielowymiarowy, bowiem autorka opisuje go z perspektywy matki, kobiety, emigrantki i Islandki.
Działalność blogowa miała swój początek siedem lat temu, kiedy Olga oczekiwała na narodziny syna Vincenta. Wyjaśnia: „Zaczęłam od pisania poradnika dla kobiet w ciąży na Islandii w kontekście opieki zdrowotnej dla ciężarnych. Następnie pisałam o moich doświadczeniach polskiej mamy w islandzkiej rzeczywistości. Teraz dzielę się wiedzą zdobytą w pracy oraz doświadczeniem”.
Optymistyczne statystyki Islandii
Z Olgą Knasiak po raz pierwszy rozmawiam 7 maja i od razu dowiaduję się, że sytuacja w Islandii wydaje się już niemal opanowana. Moja rozmówczyni przypomina, że szczyt epidemii osiągnięto miesiąc wcześniej, 5 kwietnia. Pierwszym dniem bez nowego zidentyfikowanego przypadku był 23 kwietnia i jak zaznacza Olga: „od tamtej pory wzrost jest znikomy. Na tę chwilę wszystkich zachorowań jest 1799, z czego 39 aktywnych, a 1750 osób wyzdrowiało. Zmarło 10 osób”. Kiedy rozmawiamy ponownie, 21 maja wzrost jest niewielki w zestawieniu z tym sprzed dwóch tygodni. Olga podaje, że stwierdzono 1803 zachorowań, a liczba ofiar śmiertelnych nie uległa zmianie.
Te optymistyczne wiadomości dają nadzieję, że i w innych miejscach na świecie wirus zostanie w końcu pokonany. Wcześniej jednak trzeba przebyć drogę, którą Islandia ma prawdopodobnie już za sobą. Proszę Olgę o odtworzenie niedalekiej przeszłości życia w cieniu pandemii.
Islandzka kwarantanna
„Na Islandii pierwszy przypadek koronawirusa wykryto 28 lutego. Pierwsze ograniczenia wprowadzono 15 marca – opowiada. – Były to m.in.: zakaz zgromadzeń powyżej stu osób, ograniczenia w funkcjonowaniu przedszkoli i szkół podstawowych, system nauczania online dla liceów i uniwersytetów, ograniczenie działalności kin, teatrów, basenów, siłowni. Odwołano koncerty i imprezy masowe. Wprowadzono zasadę dystansowania się na odległość dwóch metrów. Rodziców dzieci w wieku przedszkolnym i mających taką możliwość poproszono o nieposyłanie ich do przedszkola. Pracownicy, mający taką możliwość, poproszeni zostali o wykonywanie swojej pracy zdalnie. Wprowadzono obowiązek dwutygodniowej kwarantanny dla wszystkich Islandczyków i rezydentów powracających do kraju”.
Kolejnym etapem było zaostrzenie przepisów, które nastąpiło 24 marca. Olga wymienia: „Wprowadzono zakaz zgromadzeń powyżej dwudziestu osób. Zamknięto baseny, siłownie, miejsca rozrywki, kasyna, muzea. Zabroniono prowadzenia działalności, która wymaga bliskiego kontaktu, np. w salonach kosmetycznych, salonach piękności, gabinetach masażu itp. Nie dotyczyło to oczywiście podstawowych usług zdrowotnych. Z czasem wprowadzono także obowiązek kwarantanny dla turystów i nie-rezydentów przyjeżdżających do kraju”.
Kryzys pod kontrolą
4 maja zaczął się pierwszy etat zmniejszania obostrzeń na Islandii. Olga wymienia: „przedszkola wróciły do pełnego trybu pracy, zakaz zgromadzeń podniesiono do 50 osób (z 20), otwarto salony fryzjerskie, kosmetyczne, fizjoterapeutyczne”. Podkreśla przy tym: „Mimo że epidemia wygasa szybciej niż przewidywały najlepsze scenariusze, to sztab pracujący nad działaniami w sprawie epidemii nie przewiduje przyśpieszenia ściągania obostrzeń. Władze spodziewają się, że na początku czerwca będą w stanie znieść kolejne ograniczenia, a baseny w kraju mogą zostać otwarte przed końcem maja”.
To, co wydaje się szczególnie istotne – to fakt, na który Olga zwraca uwagę: „W skład sztabu kryzysowego nie wchodzą osoby z rządu, tylko komendant główny policji, lekarz krajowy oraz epidemiolog. Sondaże pokazują, że 95% społeczeństwa ma do nich zaufanie. – I dodaje: – Na Islandii można kupić koszulki i inne gadżety z napisami wspierającymi ich działania oraz okazujące zaufanie”. Te uwagi wydają mi się niezwykle ważne, zwłaszcza w kontekście doniesień polskich mediów, które powołując się na badania donoszą, iż poziom zaufania do władzy, jeśli chodzi o walkę z pandemią, jest bardzo niski.
Specyfika Islandii i koronawirus
Pytam Olgę o to, jak na podstawie jej spostrzeżeń, ludzie reagowali na nową rzeczywistość, w której pojawił się szereg ograniczeń i nakazów. „Ludzie nie spanikowali ani nie zlekceważyli zaleceń. – Przyznaje blogerka i zauważa: – Najmniej pogodzeni z zakazami byli nastolatkowie. Polacy na Islandii podchodzili bardzo krytycznie do decyzji podejmowanych przez sztab kryzysowy na wyspie i byli bardzo sfrustrowani, że Islandia podchodzi ze zbyt dużym luzem do sytuacji i nie działa tak zdecydowanie jak polski rząd. Życie jednak pokazało, że działania podejmowane przez Islandię były odpowiednie i dyktowane w dużej mierze specyfiką kraju – tu dodaje: – czyli oddzieleniem od Europy kontynentalnej, zdrowym i odpornym społeczeństwem czy świeżym powietrzem”.
Potem jeszcze odnosi się do obecnej sytuacji i mówi: „Na tę chwilę ludzie bardzo rozluźnili się ze względu na codzienną falę dobrych wiadomości odnośnie koronawirusa. Można zauważyć, że coraz mniej osób zakłada rękawiczki w sklepach, a na zakupy chodzą częściej, bo kupują po prostu małe ilości. Wracają już powoli do trybu robienia zakupów na bieżąco”.
Pomoc w czasach pandemii
Epidemia niesie za sobą konsekwencje społeczne i gospodarcze. Wiele osób na świecie traci źródło dochodów, biznesy padają, widmo bankructwo zagląda w oczy restauratorom, właścicielom hoteli i pensjonatów. Sytuacja jest bardzo niepewna i dla wielu dramatyczna. Pytam więc Olgę, czy mieszkańcy Islandii czują się zagrożeni konsekwencjami pandemii, jak sobie radzą kredytobiorcy i pracownicy najbardziej zagrożonych branż.
Moja rozmówczyni wykazuje dużo spokoju, gdy pojawia się ten wątek i mówi o ogromnej pomocy państwa. Wymienia m.in.: „Rząd islandzki wystosował kilka programów pomocy dla pracowników i pracodawców w związku z kryzysem. Odroczono spłaty podatku dochodowego bez odsetek. Zaplanowano dodatkową wypłatę zasiłku dla rodziców. Odroczono raty kredytów mieszkaniowych w niektórych bankach. Rząd przejął część wypłat dla pracowników z tytułu zwolnień oraz obniżenia etatów”.
Zmiany w codziennej egzystencji
I na koniec pytam Olgę, jak epidemia wpłynęła na jej życie. Co się zmieniło? Jakie utrudnienia pojawiły w islandzkiej codzienności? Co najbardziej doskwiera w obecnej sytuacji? Blogerka wraca w myślach do pierwszego okresu ogłoszenia pandemii i wprowadzenia restrykcji. Opowiada: „15 marca, na cztery tygodnie wyjechałam z miasta. Pracuję w firmie z moimi braćmi, więc przerzucenie mnie na pracę zdalną nie było trudne. W razie potrzeby przyjeżdżałam do biura. Na zakupy spożywcze jeździł tylko mój partner raz na tydzień. W tym okresie mocno zmalał ruch drogowy i praktycznie nie było korków w mieście. – Dalej opowiada o swoim synku Vincencie: – Nie posłałam dziecka do przedszkola. Mój syn miał wprawdzie zapewnione przedszkole na osiem godzin co drugi dzień, jednak zdecydowałam na miesiąc w ogóle z niego zrezygnować, gdyż tak było mi wygodniej”.
Oswajanie z nową rzeczywistością
Po tym pierwszym restrykcyjnym okresie, rodzącym we wszystkich nas mnóstwo obaw i pytań, przyszedł czas oswajania się z nową rzeczywistością i stopniowego dostosowywania się do zmian. W przypadku takich miejsc jak Islandia, które dobrze radzą sobie z sytuacją ten moment nie jest zbyt bolesny. Olga relacjonuje: „Od 20 kwietnia jestem znowu w mieście, normalnie pracuję, a dziecko wróciło do przedszkola, do którego uczęszczało najpierw co drugi dzień. Obecnie (od 4 maja) chodzi już do przedszkola na pełne osiem godzin każdego dnia. Poruszam się samochodem, więc drobne ograniczenia w komunikacji publicznej w ogóle nie wpłynęły na moje funkcjonowanie”.
Pytam o powrót do zawodowych obowiązków, a także o takie przyziemne sprawy, jak choćby robienie zakupów w sklepach: „Ja już pracuję normalnie, chodzę na zakupy, zachowując środki ostrożności typu: rękawiczki czy dezynfekcja spirytusem. Ani razu nie miałam też maseczki na sobie, bo nie było też takiego odgórnego rozporządzenia”. Potem jeszcze dodaje ze śmiechem: „Byłam już u kosmetyczki zdjąć moje ośmiotygodniowe hybrydy”.
Stopniowy powrót do przeszłości
Czas upływa zatem pod znakiem niewielkiej korekty wprowadzonej w codzienności. „W moim mniemaniu życie wróciło do normy. Nadal w każdym sklepie i urzędzie są rękawiczki i spirytus oraz szyby oddzielające od kasjerów. Zamkniętych jest sporo instytucji. Na ulice wróciły korki, a moje życie już wygląda tak jak przed pandemią. Jedyną różnicą jest to, że nie planuję żadnego wylotu oraz nie chodzę na siłownię czy do kina”.
Sklepy oferują mnóstwo atrakcyjnych wyprzedaży, klientów jest coraz więcej. Ludzie bardzo pragną wrócić do swoich starych nawyków i sposobów spędzania wolnego czasu. Również Olga wybrała się do marketów, do czego skłoniła ją potrzeba, a nie zachcianka. Opowiada: „Wczoraj byliśmy także na zakupach odzieżowych z moim 6-latkiem – opowiada Olga i dodaje: – Podczas tego miesiąca wyrósł mi prawie ze wszystkich bluzek, a większość spodni podarł. Zazwyczaj większe zakupy odzieżowe planujemy w związku z wyjazdem do Polski, jednak w tym roku zrezygnowaliśmy z wizyty w kraju, jak też innych wyjazdów za granicę – niezależnie od decyzji rządów o wznowieniu lotów”.
Podróże? Tak, ale lokalnie
Decyzja o powstrzymaniu się przed dalszymi wojażami stanie się chyba udziałem większości ludzi na świecie. Tym samym – konsekwencje pandemii będą chyba najdłużej odczuwalne dla sektora usług turystycznych. Pewnym remedium na te bolączki będzie wzmożone zainteresowanie wyjazdami w najbliższe okolice, poznawanie własnej ojczyzny czy miejsca obecnego pobytu.
O tym też wspomina autorka bloga Polka na Islandii na zakończenie naszej rozmowy: „Najbardziej poszkodowanym sektorem jest branża turystyczna. Turystów zagranicznych nie ma. Duże firmy przewozowe zwolniły pracowników, a niektóre nadal funkcjonują na niskich obrotach. Małe firmy, hostele w dużej mierze zostały zamknięte, wiele z nich splajtowało. Duże hotele są zamknięte, ale szykują się na sezon, w którym to Islandczycy będą podróżowali po całym kraju. Na wyspie wykupywane są przyczepy kempingowe, campery, namioty, a także motory i skutery śnieżne. Islandczycy szykują się na wakacje w kraju. – I dodaje: – My także wymieniliśmy jeden samochód na auto terenowe z napędem na cztery koła z namiotem na dachu. Lipiec i sierpień zapowiada się mocno turystycznie. Mój instagram zaleje fala zdjęć i relacji z całej Islandii”.
A zatem warto na bieżąco śledzić poczynania Polki na Islandii.
*zdjęcia należą do Olgi oraz Holograph Studio Reykjavík i są udostępnione za ich zgodą