Polacy w świecie vs koronawirus #16: Dominika o sytuacji w Oranmore

O tym, jak się żyje w małej irlandzkiej miejscowości Oranmore opowiada mieszkająca na zielonej wyspie od trzynastu lat Dominika. Jak mieszkańcy Irlandii radzą sobie z nową rzeczywistością. Jakie ograniczenia wprowadzono w związku z zagrożeniem? Co najbardziej doskwiera Dominice w czasie izolacji? 

dominika oranmore koronawirus

Z Dominiką Malesińską nie widziałam się już szmat czasu. Kiedy kontaktuję się po tak długiej przerwie i pytam, czy zechciałaby opowiedzieć, jak jej się obecnie żyje w zielonej Irlandii – od razu wyraża chęć zaangażowania się w projekt, a ja upewniam się, że minione lata niczego nie zmieniły. To nadal entuzjastycznie nastawiona do wszelkich wyzwań dziewczyna. Energiczna, przebojowa, bezpośrednia i bardzo wrażliwa. I natychmiast wspomnienia automatycznie uruchamiają się w pamięci.

Dusza towarzystwa z artystycznym zacięciem

Pamiętam ją jeszcze z jej czasów licealnych, kiedy to miałam szczęście przyglądać się jej wszechstronnym zdolnościom. Talentom oratorskim, manualnym, wokalnym. Na szkolnej scenie zawsze czuła się niezwykle swobodnie i naturalnie. Potrafiła wcielić się w każdą postać z jednakową lekkością i polotem. Pomysłów na urozmaicenie szkolnej monotonii nigdy jej nie brakowało. Podchwytywała każdą inicjatywę, by uczynić z niej prawdziwe show czy oryginalny performance. W klasie ukierunkowanej artystycznie, gdzie każdy wykazywał talent w jakiejś dziedzinie sztuki, jej kreatywność połączona z charyzmą przynosiła zawsze niebanalne efekty. To dusza towarzystwa z niezaspokojonym apetytem na przygody.

Ukojenie w zielonej Irlandii

I taką przygodą stał się jej wyjazd przed trzynastoma laty, kiedy zdecydowała się przeprowadzić do Irlandii. Osiadła w małym miasteczku Oranmore. Zawrotne tempo życia zastąpiła kojącym spokojem, który otulił ją w tej urokliwej miejscowości położonej nad zatoką Galway. Wsiąkła w tamtejsze środowisko, poczuła klimat i przyznaje: „czuję się tu bardzo dobrze i bezpiecznie, choć musiałam się do tego spokoju przyzwyczaić”. Dodaje: „Życie w Polsce jest jednak bardziej kolorowe. Coś za coś”.

panorama miasta oranmore w irlandii

Dominika od dziesięciu lat związana jest zawodowo z dużą firmą medyczną, którą w związku z epidemią uznano za „niezbędny biznes”, a co się z tym wiąże – otwartą w czasie pandemii. Moja rozmówczyni zwraca przy tym uwagę na zmiany w jej funkcjonowaniu: „Wprowadzono pewne restrykcje, w tym: utrzymywanie dystansu, osłony plexi przy biurkach i stanowiskach pracy.  Ograniczono ilość osób przebywających w biurze w tym samym czasie, a kto może – ten pracuje z domu. Poza tym w niektórych działach produkcyjnych, human resources, finansach i planowaniu ograniczono pracę do czterech dni roboczych, obcinając przy tym 20% zarobków”. Od razu też dodaje, uprzedzając tym moje kolejne pytanie o wsparcie ekonomiczne: „Z tego, co wiem – można się ubiegać o rządowe dopłaty, aby wyrównać wypłatę do 100%”.

Rozmawiam z Dominiką 19 kwietnia. Opowiada, że cały czas pracuje na pełen etat i nie zapowiada się, by cokolwiek miało się w tej kwestii zmienić, co kwituje stwierdzeniem: „Jestem za to wdzięczna, bo tak jest zdecydowanie lepiej dla stanu psychicznego w obecnej sytuacji”.

Irlandzka izolacja

Pytam moją rozmówczynię, co się zmieniło w Irlandii w związku z ogłoszonym stanem pandemii. Jakiego typu restrykcje dotknęły mieszkańców Oranmore? Jak Irlandczycy sobie radzą z nową sytuacją? Rozmawiałam już na temat kwarantanny w Dublinie z Agnieszką i jestem ciekawa, czy w okolicach Galway wszystko wygląda podobnie. Dominika relacjonuje: „12 marca zamknięto szkoły i przedszkola, a trzy dni później puby, restauracje, kina, teatry itp. Odwołano parady i wszystkie planowane wydarzenia związane z tym, że pobliskie Galway otrzymało miano stolicy kultury w 2020 roku. Po tygodniu od ogłoszenia przez WHO pandemii zamknięto też prawie wszystkie sklepy, poza spożywczymi. Ludzie byli z tego powodu niezadowoleni, zwłaszcza nie spodobało się zamknięcie sklepów budowlanych”. Następnie dodaje: „Po słonecznym weekendzie zamknięto też parki, place zabaw i zabroniono opuszczać miasta na tzw. małe wakacje. Decyzja była słuszna, ponieważ ludzie tłoczyli się wcześniej nad zatokami czy na promenadzie”.

promenada w galway podczas epidemii koronawirusa

Jeśli chodzi o inne restrykcje, to są one podobne jak w wielu krajach i raczej są wskazaniami, a nie bezwzględnymi zakazami. Sugeruje się zachowanie dystansu i unikanie zbędnych kontaktów z innymi. „Bez problemu można wychodzić z domu. Mówi się o tym, by raczej nie oddalać się od domu dalej niż 2 km, ale nikt tego nie sprawdza – relacjonuje Dominika, po czym dodaje: – Spacerowiczów i rowerzystów jest teraz więcej niż przed pandemią”.

Opieka zdrowotna w czasach pandemii

Jeśli chodzi o opiekę zdrowotną, to większość uwagi skupiono na walce z nowym zagrożeniem. „Wszystkie zabiegi zostały odwołane – oczywiście jeśli nie zagraża to zdrowiu i życiu. Chodzi np. o wizyty u dentystów czy okulistów. Lekarze rodzinni przyjmują tylko na telefon, a zwolnienia wystawiane są online”. Moja rozmówczyni podnosi też przy tej okazji ważny problem: „Ludzie, którzy czekali kilka lat na operację, zostali z niczym. Nie potrafię się z tym pogodzić. Opieka zdrowotna po prostu nie działa najlepiej”. Ale obiektywnie też stwierdza: „W Irlandii bardzo dba się o zdrowie psychiczne, m.in. z tego powodu, że występował tu wysoki odsetek samobójstw. W obecnej sytuacji prewencyjnie uruchomiono linie telefoniczne z pomocą psychologiczną”.

Dominika podnosi też temat testów na obecność koronawirusa, wspominając: „Był z nimi ogromny problem. Po trzech tygodniach anulowano wszystkie tzw. testy oczekujące. Poza tym wyniki 94% testów były negatywne, a większość zakażeń wykrywano w Dublinie”. 

W chwili, gdy rozmawiamy na temat sytuacji w Irlandii, Dominika przytacza informacje z mediów, zgodnie z którymi w szpitalach brakuje respiratorów, rękawiczek, maseczek, płynów odkażających i mydła. „W szpitalu w pobliskim Galway został stworzony specjalny oddział dla pacjentów z symptomami koronawirusa, ale z tego, co wiem – jeszcze nikt do niego nie trafił”.

irlandia puste ulice oranmore z powodu koronawirusa

Szał zakupowy i strach przed nieznanym

Kiedy Dominika cofa się pamięcią do pierwszych dwóch tygodni pandemii, wspomina totalną panikę: „Ludzie kupowali ogromne ilości artykułów spożywczych, wody i papieru toaletowego. Zapanowało małe szaleństwo”. Sytuacja się unormowała i zakupy stały się bardziej racjonalne, ale kolejki przed sklepami to widok powszedni. W Irlandii, podobnie jak w wielu innych miejscach na świecie, w supermarketach wprowadzono zasadę, zgodnie z którą w określone dni i godziny zakupy mogą robić wyłącznie seniorze (pierwsza godzina otwarcia sklepów w poniedziałki, środy i piątki). Dominika opowiadając o tej pierwszej fazie walki z koronawirusem w Irlandii przypomina o wszechogarniającym strachu. „Ludzie bali się chodzić do pracy i wracać do domów”. Rząd uruchomił wówczas system pomocy. Możliwe stało się skorzystanie z dwutygodniowego chorobowego przeznaczonego na izolację, które w przypadku wystąpienia symptomów choroby było w 100% płatne. 

Jak sobie radzą Irlandczycy w nowym świecie?

Interesuje mnie także, jak w ocenie Dominiki zareagowali Irlandczycy na nową rzeczywistość. Jakie nastroje udzielały się ludziom? Czy strach był paraliżujący? Jak odnoszono się do wprowadzanych ograniczeń? „Społeczeństwo podzieliło się na tych, którzy się boją i takich, którzy są tą sytuacją zdenerwowani albo mówiąc dosadniej: wkurzeni. Niektórzy lekceważyli zakazy – na szczęście stanowili oni mniejszość. Inni stosowali się do wprowadzonych restrykcji od pierwszego dnia”. Mówi także o tym, że nie zapomniano o osobach najbardziej zagrożonych zarażeniem i konsekwencjami, czyli o seniorach. „Ludzie organizują pomoc, zbierają się na grupach fejsbukowych, uzyskują informacje, kto i jakiego wsparcia potrzebuje”.

Na ulicach pojawiły się punkty kontrolne irlandzkiej policji (Garda Síochána), ale jak stwierdza moja rozmówczyni: „kontakt z nią jest raczej uprzejmy”. I dodaje: „Policja jest nie po to, by wlepiać mandaty np. za spacerowanie, ale raczej w tym celu, by mieć pewność, że ludzie nie zbierają się w większych skupiskach”.

Tęsknota za codziennymi rytuałami

Dominika przedstawia też, w jaki sposób pandemia zmieniła jej codzienne zwyczaje. Wiem już, że zawodowo niewiele się zmieniło, poza środkami ostrożności wprowadzonymi w miejscu pracy. Jak jednak wyglądają przyziemne sprawy typu zakupy czy też spędzanie czasu wolnego? „Moje życie nie zmieniło się diametralnie. Zawsze robiłam podstawowe zakupy raz w tygodniu i tak jest też obecnie. Ubrania i inne rzeczy kupowałam online i tak pozostało. Jednak brakuje mi drobnych przyjemności – takich jak choćby spacer po mieście z kubkiem kawy w dłoni. Powtarzam sobie w takich chwilach, że przecież to nie będzie trwało wiecznie”.

pizza wino i odpoczynek

Ekran namiastką kontaktu z bliskimi

I wreszcie – pytam Dominikę o jej samopoczucie w związku z nową rzeczywistością, której prawa narzuciła pandemia. „Na początku przede wszystkim bardzo martwiłam się o rodzinę. To, że nie mogę pojechać do rodzinnego domu, kiedy zechcę czy będę zmuszona, przerażało mnie i paraliżowało. Pierwszy tydzień pandemii był niesamowicie stresujący. Nieustannie bolała mnie głowa. Na szczęście mogłam codziennie rozmawiać przez telefon czy skype’a z mamą i to mnie nieco uspokajało. To się zresztą nie zmieniło do dziś, choć upłynął już ponad miesiąc. Lubimy te nasze poranne kawki na skype. Wprowadziłam poza tym pewne nowe rytuały do mojej codzienności. I tak np. piątki spędzam na zoomie z przyjaciółmi, przy czym wcześniej nigdy nie mieliśmy na to czasu! Jest więc i coś dobrego, co wynika z nowej sytuacji”.

Coś wewnętrznie dusi…

Początkowe napięcie z czasem się nieco się zmniejszyło, jak chyba u większości osób w nowej sytuacji. Dominika opowiada też, w jaki sposób sobie w tym pomogła. „Po tygodniu wyciszyłam większość znajomych na facebooku, odrzuciłam wszystkie grupy panikarzy i postanowiłam zaakceptować sytuację, na którą przecież i tak nie miałam większego wpływu. Gdybym dała się wciągnąć w spiralę paniki, pewnie skończyłabym z depresją”. Po chwili szczerze wyznaje: „Mieszkam sama, więc jestem przyzwyczajona do spędzania czasu tylko w swoim towarzystwie. Czasem jest mi trudno i nie chcę zaakceptować tego, co się dzieje. Szybko się jednak mobilizuję, bo wiem, że życie musi toczyć się dalej. Powtarzam sobie, że ludzie przecież przechodzili przez gorsze sytuacje”. Dodaje: „Coś jednak wisi nad głową. I trochę dusi… Nie jest łatwo tak nagle oddać swoją wolność…”

Stara się optymistycznie zakończyć naszą rozmowę na temat obecnej sytuacji i opowiada: „Pomalowałam łazienkę, a na balkonie przybyło krzaczków i kwiatów. Uwielbiam spokojne weekendy z kieliszkiem wina i książką”. I przyznaje to, co chyba wielu z nas mogłoby także powiedzieć: „Ogromnie tęsknię za ludźmi!”

*wszystkie zdjęcia należą do Dominiki i są udostępnione za jej zgodą

Jeśli uważasz, że ten tekst może zainteresować Twoich znajomych - dmuchnij nam w żagle i udostępnij go dalej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *