Druga zimna noc na kempingu skautowskim – z nazwy, bo skautów jakoś nie spotkaliśmy. A szkoda, bo chętnie byśmy poprzyglądali się porannym apelom i aktywności skautów – jak w filmie Wesa Andersona „Moonrise Kingdom” (takie mieliśmy wyobrażenie jak usłyszeliśmy nazwę miejsca) 😉
Wcześnie rano Agnieszka i Marzena opuszczają nie tylko kemping i Jezioro Ochrydzkie, ale też i naszą trójkę – podążają dalej w innym kierunku, intensywnie wykorzystując ostatnie dni urlopu.
Śpiesz się powoli…
My nieśpiesznie wstajemy, a potem przeciągamy czas śniadania do pory obiadowej. Pierwsza kawa, druga i kolejna…
W końcu dojrzewamy do decyzji, by zwinąć namioty, spakować plecaki i ruszyć do miasta. W centrum znajdujemy fajny hostel, w którym zatrzymujemy się na jedną noc. Szybkie pranie i doprowadzenie się do porządku przed dalszym etapem dzikiego biwakowania.
Wieczorem pozwalamy sobie na odrobinę luksusu i w Ochrydzie idziemy do knajpki na pizzę i piwa. Miasto tętni życiem. Tłumy turystów, w tym i Polaków – wyławiamy z gwaru nasze rodzime dialogi. W wielu restauracjach grają lokalni muzycy. My przysiadamy na ławeczce, by posłuchać chłopaka grającego na skrzypcach różne hity z dawnych lat (przyciągnął nas kawałek Beatlesów w jego aranżacji). Wracamy późnym wieczorem do hostelu, układając plan na kolejne dni.
Znów w dzikim zakątku z pięknymi widokami
Rano Yaman miło zaskakuje przygotowanym śniadaniem i pyszną kawą po turecku, które pochłaniamy na tarasie w hostelu. Postanawiamy skoczyć na dworzec autobusowy i złapać transport w kierunku Bay of the Bones Museum – prehistorycznej osady na palach. Tam w okolicy mamy znaleźć dobre miejsce na dzikie biwakowanie.
Kiedy docieramy na parking przy muzeum, niespodziewanie zaczyna lać jak z cebra. Pod daszkiem spotykamy ciekawych ludzi – rodzinkę z Izraela, wielbicieli bałkańskich klimatów. Cierpliwie przeczekujemy deszcz. Jak to bywało już niejednokrotnie podczas wyprawy – po kilkunastu minutach niebo się rozjaśnia i po ulewie niemal nie ma śladu.
Ruszamy. Kilkadziesiąt metrów od muzeum znajdujemy ustronne miejsce z widokiem na Jezioro Ochrydzkie. Zanim wybraliśmy skrawek przestrzeni dla siebie, pojawia się starszy jegomość, który przedstawia się jako archeolog zarządzający pobliskim skansenem na wodzie. Daje nam mini-wykład z historii (trudno nadążyć za błyskawicznym kursem z mezozoiku i innych prehistorycznych danych). Ostrzega też przed wodnymi żmijami, które mogą okazać się nieproszonymi gośćmi podczas biwakowania.
Rozbijamy namioty, zbieramy chrust na ognisko, a wieczorem zachwycamy się widokami i cieszymy ciszą przerywaną tylko ciepłym brzmieniem gitary Yamana.
Wpis jest relacją z wyjazdu na Bałkany i do kilku sąsiadujących z nimi krajów.