Żonglerzy ogniem i fani teorii spiskowych na drodze do Bukaresztu

Pobudka w drewnianej chatce. Pierwsza kawa. Pakowanie. Kolejna kawka (w Punk Rock Hostelu jest automat z ciepłymi napojami, z którego można korzystać bez ograniczeń, co w naszym przypadku może być dla właściciela niebezpieczne – kawy nam nigdy za wiele😉). Oddajemy klucze i korzystamy z gościnności szefa – w recepcji rozkładamy nasz warsztat pracy, by nadrobić nieco zaległości na fanpage’u. Popijając kolejne kawy piszemy, wrzucamy fotki i sprawdzamy w necie możliwości wydostania się z Vama Veche.

Pożegnanie z Vama Veche

I nagle do pomieszczenia wkraczają nasi znajomi, z którymi wczoraj spędziliśmy wesoły wieczór. Krótko relacjonują imprezę na plaży, a następnie idziemy jeszcze pstryknąć wspólne pamiątkowe zdjęcie z właścicielem hostelu. Natalia, James i Mark zamierzają autobusem dostać się do Bukaresztu, a my chcemy spróbować złapać stopa w kierunku pobliskiej Konstancy. A zatem po raz drugi żegnamy się z ekipą i po wyjściu z obiektu podążamy w przeciwnych kierunkach.

grupa uśmiechniętych osób w hostelu w vama veche

Fajna ekipa podrzuca nas do Konstancy

Przemierzamy kawałek drogi, by wybrać w miarę dogodne dla kierowców miejsce. Początkowo mijają nas głównie maksymalnie wypełnione pasażerami auta, jednak już po upływie pół godziny słyszymy przeciągły gwizd z naprzeciwka. Rozglądamy się i dostrzegamy stojącego kawałek drogi dalej niepozornego małego opla. Kierowca wraz z dwoma pasażerami energicznie przenoszą tobołki i kiwają w naszą stronę.

Kojarzymy, że samochód mijał nas chwilę temu i – jak się okazuje – ekipa wewnątrz postanowiła zawrócić i przepakować bagaże, by nas zabrać. Kiedy dobiegamy do nich, kończą właśnie wciskanie pakunków do bagażnika i zapraszają do środka.
Team stanowi trójka przyjaciół, których łączy zamiłowanie do jednej z form teatru ulicznego – żonglerki ogniem. Właśnie wracają z Vama Veche, gdzie spędzili noc na plaży, dając też pokazy swoich umiejętności. Na co dzień wykonują odpowiedzialne prace. Kierowca jest inżynierem w jakimś poważnym przedsiębiorstwie, jego dziewczyna natomiast pracuje w przedszkolu – jest kolejną na naszej trasie nauczycielką. Wesoła paczka przyjaciół wraca teraz do Konstancy. Całą drogę wypełniają opowieści o ich hobby, podróżach i ciekawych miejscach w Rumunii.

Odpuszczamy Konstancę

Nasi nowi znajomi zawożą nas na dworzec autobusowy w Konstancy, skąd najłatwiej będzie nam się przemieścić dalej. Pierwsze, co robimy – to zmierzamy w stronę budek z pieczywem. Niemiłosiernie burczy nam w brzuchach, więc kupujemy apetycznie wyglądające ciacha drożdżowe, którymi opychamy się na ławeczce w pobliskim parku. Tam też omawiamy bieżącą sytuację i podejmujemy strategiczne decyzje.

Po dość pobieżnej lekturze blogowych wpisów połączonych z pierwszymi wrażeniami z Konstancy nie czujemy się zachęceni do dłuższego pobytu w mieście. To portowe miasto pełne betonowych molochów niczym nas nie oczarowało, choć zdajemy sobie sprawę, że może to być krzywdząca opinia. Jedyne, co przykuwa naszą uwagę w historii tego miasta to fakt, iż na początku I wieku n.e. trafił do niego na wygnanie Owidiusz. Może gdybyśmy byli bardziej cierpliwi, to udalibyśmy się na wycieczkę tropem rzymskiego poety.

Postanawiamy udać się na dworzec autobusowy sprawdzić połączenia do Bukaresztu.

statek w okolicach dworca w konstancy w rumunii

Nowy plan: ruszamy do Bukaresztu!

Najbliższy autobus mamy za niecałe dwie godziny, cena jest dość przystępna (50 lejów, więc mniej niż połączenie pociągiem za 60 lejów). Okazuje się, że ekipa poznana w Vama Veche również będzie nim jechała. Otrzymujemy wiadomości od Natalii, że jadą z jakimś szemranym kierowcą w kierunku Konstancy. Po drodze próbowano ich oszukać, podając różne ceny biletów. Atmosfera w autobusie – jak wynika z przesyłanych przez Natalię opisów – jest nieco podejrzana.

Uzbrajamy się w cierpliwość i czekamy przed dworcem na naszych znajomych. Wokół tłum zwyczajnych turystów z torbami i plecakami, mieszkańców miasta wracających z pracy, spieszących przed siebie. Na tle tej masy przechodniów wyróżniają się barwne plamy strojów cygańskich. Kolorowe kwieciste długie spódnice, brzęczące bransolety, złote ozdoby oplatające szyje, barwne chusty zdobiące kruczoczarne włosy, duże koła kolczyków.

Teorie spiskowe – ulubione zajęcie Rumunów?

W pobliżu naszego stanowiska obserwacyjnego stoi starszy mężczyzna z walizką, który co jakiś czas kieruje w naszą stronę baczne spojrzenia. W końcu decyduje się na bezpośredni kontakt i podchodzi. Trudno go przegadać – chyba gromadził w sobie nadmiar myśli i słów, którymi koniecznie chciał się z kimś podzielić. Po przedstawieniu swej historii w sposób dość mglisty (wywnioskowaliśmy, że dłużej mieszkał i pracował w Toronto ucząc tam fizyki), przechodzi do tematów, które już nas nie dziwią – przedstawia liczne teorie spiskowe i nie ma szans na jakąkolwiek dyskusję.

Facet ma monopol na rozwiązanie wszelkich zagadek historii XX i XXI wieku – od zabójstwa Kennedy’ego przez rozpad Jugosławii do World Trade Center. Dajemy mu kilkukrotnie sygnały, że chcemy zakończyć niby-rozmowę (w rzeczywistości to wykład), ale mężczyzna jest głuchy na nasze dyskretne znaki.

W pewnym momencie przerywa swój wywód. Wyłudza 1 leja, który mu rzekomo brakuje do kawy i wreszcie – próbuje wręczyć nam fiolkę z chińskimi znakami i o tajemniczej zawartości. Kiedy reagujemy zdecydowaną odmową, najpierw nam tłumaczy, że to cudowny płyn o życiodajnych mocach, potem zirytowany naszą kategoryczną postawą szydzi, że się boimy. I na potwierdzenie, że fiolka zawiera cudowne właściwości, otwiera ją i wypija.

Z nowymi-starymi znajomi do Bukaresztu

Mamy już dość jego towarzystwa i na szczęście pojawia się autobus, z którego wysiadają Natalia, James i Mark. Udaje nam się pożegnać dość podejrzanego mężczyznę i zmierzamy w kierunku autobusu. Ładujemy plecaki do bagażnika i wysłuchujemy relację Jamesa o próbach wyłudzenia kasy za przejazd autobusem. Relację przerywa nie kto inny jak specjalista od teorii spiskowych, który dostrzegł nowych potencjalnych słuchaczy. Wymieniamy porozumiewawcze spojrzenia i jak najsprawniej ładujemy się do autobusu.

bukareszt nocą i streetart z putinem

Trwającą trzy godziny drogę do rumuńskiej stolicy urozmaicamy grą w karty, przyglądaniu się mijanym miejscom i pogaduchami. Rezerwujemy też noclegi w hostelu, w którym zatrzymają się Natalia, James i Mark. Rodzeństwo z Polski niestety kolejnego wieczoru będzie już wracało do kraju, a Mark podąży w innym kierunku, by poznawać Rumunię.
Mamy jednak przed sobą jeszcze cały dzisiejszy wieczór i jutrzejszy dzień, więc postaramy się spędzić go na wspólnym poznawaniu stolicy.

Jeśli uważasz, że ten tekst może zainteresować Twoich znajomych - dmuchnij nam w żagle i udostępnij go dalej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *