Pamiętacie Kevina samego w domu? Jak dzielnie zmierzył się z mającymi chrapkę na rzekomo pusty dom złoczyńcami? Komediowa historia miała oczywiście happy end, ale w rzeczywistości nie zawsze sytuacje, kiedy właściciele opuszczają na jakiś czas swoją posiadłość kończą się tylko zabawnymi perypetiami. To jedna z kwestii, które spędzają sen z powiek osobom zostawiającym pusty dom. Innym problemem podczas wyjazdu na wakacje czy w podróż służbową bywa pozostawienie pupili. Nie każdy ma dyspozycyjnych znajomych, którzy mogliby zająć się domowym inwentarzem. Rozwiązanie przekazania ulubieńca do zwierzęcego hotelu też nie wszystkim w pełni odpowiada. I aby zaradzić tym i wielu innym potencjalnym problemom zrodziła się świetna inicjatywa, jaką jest house sitting.
Myśleliśmy o house sittingu od pewnego czasu. Kiedyś natknęliśmy się na jakiś artykuł na ten temat, poszperaliśmy w internecie i nabraliśmy apetytu na tego typu doświadczenie. Latem ubiegłego roku postanowiliśmy spróbować. A zatem po kolei. Jak wygląda droga od planu do jego urzeczywistnienia? Kogo house sitting może zainteresować? Jakie niesie za sobą korzyści dla obu stron? Czy są jakieś „haczyki” albo na jakie pułapki trzeba uważać? I wreszcie – czy może stać się on stylem życia? Dziś podzielimy się z Wami podstawowymi informacji na temat house sittingu oraz naszym doświadczeniem, a wkrótce przygotujemy przewodnik dla zainteresowanych taką przygodą.
House sitting – idealny dla miłośników zwierząt
Zacznijmy od wyjaśnienia, co to jest house sitting? W uproszczeniu to bezgotówkowa usługa polegająca na zamieszkaniu w czyimś domu podczas jego nieobecności. W zamian za zakwaterowanie i obecność w obcym domu czasem wymagane są świadczenia związane z opieką nad domowymi pupilami, innym razem całym gospodarstwem. Niektórzy powierzają bowiem podczas swojej nieobecności domostwo wraz z końmi, osłami czy kurnikiem. W ostatnim czasie przeglądając oferty dość często trafiamy na ogłoszenia, w których właściciele proszą o zaopiekowanie się np. alpakami. Może to nowa moda? Zdarza się, że domowe pupile to nie tylko psiaki czy mruczące koty, ale też żółwie, rybki, jaszczurki, rozmaite gryzonie czy ptaki.
Nie porywaj się z motyką na słońce
Ogłoszeniodawcy zazwyczaj precyzują, jakiego typu są to zwierzęta. Wskazują rasy psów i kotów, określają ich wiek, stan zdrowia i wymagania związane z opieką. Im więcej takich informacji – tym lepiej dla potencjalnego house sittera, który od samego początku jest dokładnie poinformowany o zakresie swoich obowiązków i będzie mógł określić, czy jest w stanie sprostać oczekiwaniom. Kiedy bowiem w ogłoszeniu pojawia się informacja o otoczeniu opieką 12 kotów i 6 psów – trzeba dokładnie przemyśleć wybór takiej oferty.
Nam zdarzyło się na początku przygody z house sittingiem otrzymać zaproszenie na Maltę. Właściciel widząc nasze zdjęcie profilowe wykonane w przeszłości na tej wyspie, skontaktował się z nami, aby zaprosić do siebie. Składało się idealnie, bowiem odpowiadał nam termin, a dodatkowym magnesem był fakt, iż na Malcie mieszkali nasi przyjaciele. Ich dom oddalony był od lokum faceta z ogłoszenia o jakieś dwie ulice. Wszystko zatem przemawiało za tym, by spakować plecak i śmigać na Maltę. Jak się jednak okazało w trakcie korespondowania – trzy „pieski” to sporych rozmiarów malamuty wymagające szczególnej diety i solidnych długich spacerów.
Opieka miała obejmować szczyt sezonu turystycznego, a my trochę znaliśmy Maltę z wcześniejszej wizyty w sierpniu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że wyprowadzanie malamutów na ulice wypełnione wakacyjnymi przybyszami może nie być prostą sprawą. Nie posiadaliśmy większego doświadczenia, jeśli chodzi o zajmowanie się dużymi psami. W żadnym razie nie chcieliśmy narażać zwierzaków na niekomfortowe sytuacje, a przy tym nie móc zagwarantować właścicielowi perfekcyjnej opieki nad jego pupilami. Dlatego grzecznie podziękowaliśmy za tę propozycję. Kusząca Malta nie przysłoniła nam priorytetu, jakim było wywiązanie się z powierzonego zadania. I dlatego tak ważne jest dokładne dopasowanie zamiarów do własnych możliwości.
House sitting – realizacją idei ekonomii współdzielenia
Zdarza się, że właściciele zostawiają dom house sitterom, ograniczając zakres obowiązków do podlewania kwiatów doniczkowych i sprawdzania poczty. Innym razem może też pojawić się w ogłoszeniu prośba o regularne czyszczenie basenu, koszenie trawy, porządkowanie ogródka czy pomoc w pracach konserwacyjnych w domu albo najbliższym otoczeniu. Za każdym razem właściciele zobowiązani są do dokładnego określenia zakresu takich obowiązków, bowiem w house sittingu wszystko winno być transparentne, uczciwe i oparte o wzajemne zaufanie.
W ostatnim czasie dostrzegliśmy sporo ogłoszeń, które bardziej kwalifikowałyby się do formuły wolontariatu niż house sittingu. Wymagały bowiem od house sittera obsługi apartamentów czy domów wynajmowanych w ramach Airbnb. Należy zatem bardzo dokładnie wczytywać się w treść ogłoszenia. W przypadku wyboru oferty i nawiązania kontaktu z właścicielem, warto zadać dokładne pytania, sprecyzować zadania do wykonania i określić ich zakres. House sitting nie powinien być sposobem na pozyskanie bezpłatnego pracownika dyspozycyjnego przez 24 godziny na dobę w zamian za dach nad głową. Nie taka jest bowiem idea ekonomii współdzielenia, w którą wpisuje się house sitting. Nie zgadzajmy się na wykorzystywanie!
Profil house sittera
Przejdźmy teraz do odpowiedzi na pytanie, dla kogo house sitting jest dobrą opcją? Kim jest osoba decydująca się na pomieszkiwanie u obcych osób w różnych zakątkach świata? Otóż biorąc pod uwagę własną historię, przeglądając profile house sitterów, a także rozmawiając z właścicielami domów wiemy jedno – nie ma tu żadnej normy. Osoby wędrujące od domu do domu, by objąć opieką czyjąś posesję pochodzą z wszystkich możliwych stron świata, są w różnym wieku, wykonują rozmaite zawody i są w różnej kondycji fizycznej. Przy czym nie ma też reguły, jeśli chodzi o to, czy house sitterzy podróżują samotnie, w parze czy całą rodziną. Tym, co łączy jednak tę nomadyczną społeczność są na pewno: pasja podróżowania, poznawania miejsc i ludzi, otwartość na nowość oraz w związku z tym, że znaczna część ofert dotyczy opieki nad domowymi pupilami – miłość do zwierząt.
Każdy może zostać house sitterem
Przeglądając profile osób na platformach z ofertami spotykamy często informacje, że house sitterami są osoby reprezentujące wolne zawody, które w każdym zakątku świata mogą wykonywać swoją pracę. Jedynym wymaganiem jest dostęp do sieci. To często programiści, ludzie związani z branżą reklamową, copywritingiem czy też blogerzy i vlogerzy. Są też artystyczne dusze szukające spokoju, natchnienia i pragnące odciąć się od codziennych spraw. To m.in. pisarze, graficy, malarze, fotograficy czy dziennikarze.
Wśród house sitterów znajdą się też wieloosobowe rodziny, osoby podróżujące z własnymi zwierzakami, spragnieni przygód emeryci czy ludzie, którzy wybrali alternatywny model życia, porzucając swoje domy i pracę w korporacjach. Są osoby, które szukają nowego otoczenia „na chwilę” i takie, które przenoszą się do obcych domów na kilka miesięcy a zdarza się, że nawet lat.
Właściciel domu, w którym obecnie mieszkamy w Niemczech pisząc ten tekst, korzysta z pomocy house sitterów od dłuższego czasu. W związku z częstymi wyjazdami za granicę i posiadanymi trzema psami, powierza swoją posiadłość i pupili różnym osobom. Opowiadał nam m.in., że miał w przeszłości świetnie spisującą się samotną starszą panią (w wieku +70), która otoczyła troską psy i każdego dnia przesyłała fotorelację z ich poczynań. Była to kochająca przygody i naturę emerytka, która takie życie prowadzi już od dłuższego czasu.
Bilans zysków i strat dla właściciela domu
House sitting niesie za sobą korzyści dla obu stron wchodzących w ten układ. Zacznijmy od wypunktowania tego, co zyskuje osoba użyczająca swojego domu.
Otóż dla właściciela to przede wszystkim sposób na zapewnienie opieki dla swojej posiadłości. Dzięki stałej obecności housesitterów w domu, może być spokojniejszy jeśli chodzi o potencjalne włamania. Wprawdzie żaden house sitter nie poradzi sobie z szajką złodziejaszków z taką fantazją jak Kevin sam w domu – ale zapewne będzie się starał choć trochę mu dorównać 🙂
Poza tym house sitter doglądając domu zapewnia mu stały monitoring i podnosi bezpieczeństwo. W razie jakiejkolwiek awarii czy wypadku – reaguje natychmiast, powiadamiając odpowiednie służby, szukając pomocy i przekazując informacje właścicielowi. Dodać należy, że obecność house sittera w wielu krajach na świecie gwarantuje właścicielom wypłatę odszkodowania w razie jakiegoś incydentu. Firmy ubezpieczeniowe zastrzegają bowiem, że dom nie może zostać pozostawiony bez opieki określoną liczbę dni. Jeśli ten warunek nie jest przestrzegany – nici z roszczeń do odszkodowania. Tak się dzieje m.in. w Wielkiej Brytanii, Francji, Nowej Zelandii, Australii czy Kanadzie. I dlatego usługa house sittingu staje się w niektórych krajach normą czy nawet koniecznością.
Jakie mogą być ciemne strony house sittingu z punktu widzenia właściciela domu? Oddanie obcej osobie pod opiekę swoich czworonogich przyjaciół i powierzenie posiadłości jest zawsze obciążone niepewnością i lękiem. Trzeba obdarzyć nieznanego człowieka kredytem zaufania opartym jedynie o informacje przekazane przez samego house sittera i ewentualnie referencje wystawione przez innych właścicieli. Istnieje zawsze ryzyko, że dana osoba może okazać się w rzeczywistości kimś innym niż wykreowany na potrzeby sytuacji wizerunek. Tego czynnika po prostu nie da się uniknąć, ale warto pamiętać, że dobrych ludzi jest więcej niż tych ze złymi zamiarami.
Bez stresu dla pupili i ich właścicieli
Jeśli jest się właścicielem pupili, których nie można ze sobą zabrać w podróż – to świetna opcja, by zapewnić opiekę zwierzakom. House sitter nie tylko zadba o podawanie pokarmu we wskazanych porach, czyszczenie kuwety, wyprowadzanie na spacery, czesanie, kąpiel i inne zabiegi pielęgnacyjne, ale też otoczy pupila czułą troską. Oczywiście na czas podróży można skierować zwierzęta do specjalnych hoteli zwierzęcych, jednak wiele czworonogów przywiązuje się do przestrzeni i swojego codziennego otoczenia. Nagła zmiana miejsca połączona z nieobecnością właściciela to serwowanie zwierzakowi dodatkowego stresu. A tego zapewne większość chce uniknąć. Poza tym – w razie problemów zdrowotnych ze zwierzęciem house sitter natychmiast zwraca się do wskazanego weterynarza, szukając u niego pomocy.
Właściciel, jeśli sobie będzie tego życzyć, będzie otrzymywał od opiekuna systematyczne informacje zwrotne związane z czworonogami, domem i potencjalnymi problemami. Dzięki temu urlop czy wyjazd służbowy nie będą obciążone nerwami związanymi z pozostawionym dobytkiem.
Niespodzianki house sittingu
Skoro o zaufaniu i ryzyku była mowa, to w takim samym stopniu dotyczą one house sitterów. Ci bowiem, decydując się na pobyt w obcym domu, bazują także na informacjach zamieszczonych na portalach z ofertami, fotografiach i rozmowach z właścicielami – czasem przez Skype’a z użyciem kamery, innym razem wymianie zdań przez WhatsApp czy tylko korespondencji na platformie. I nawet największa dociekliwość i przezorność mogą nie uchronić przed niespodziankami, które czekają na miejscu.
Na różnych stronach internetowych poświęconych temu tematowi spotkaliśmy się w większości z entuzjastycznymi relacjami z pobytów w cudzych domach. Ale znalazło się też kilka nieprzyjemnych opowieści o tym, jak zamiast obiecanego wygodnego i czystego domu house sitterzy trafiali na prawdziwe rudery czy meliny. Miejsce zadbanych i zdrowych zwierząt zajmowały chore, zapchlone i zaniedbane czworonogi, które wymagały interwencji weterynarza. Były to jednak pojedyncze incydenty, które zawsze house sitterzy zgłaszali obsłudze platform z ogłoszeniami, by ponownie zweryfikować właściciela.
Zdecydowana większość doświadczeń osób korzystających z house sittingu jest bardzo pozytywna. I my także zaliczamy się do tej grupy. Dotychczas trafialiśmy na wspaniałych, prawdomównych i gościnnych gospodarzy domów, którzy przyjmowali nas w swoich progach jak dobrych znajomych. Treść ogłoszeń, z jednym małym (acz błyskawicznie rozwiązanym) wyjątkiem, w pełni odpowiadała rzeczywistości. Czasem bywało i tak, że to, co zastaliśmy na miejscu przerastało nasze oczekiwania i wyobrażenia. Zwierzaki były zawsze wdzięcznymi towarzyszami pobytu i nie mieliśmy z nimi żadnych problemów.
Życie house sittera, czyli ciągle pod innym adresem
Życie house sittera wiąże się z wieloma przywilejami, ale nie znaczy, że jest też całkowicie wolne od trosk i obowiązków. Co się zatem zyskuje, a co może uwierać, kiedy korzysta się z tej usługi i dość często zmienia adres?
Mieszkając w czyimś domu znajdującym się w różnych miejscach na mapie – za każdym razem przenosimy tam kawałek swojego życia. Mamy szansę na posmakowanie nowego otoczenia nie tylko jako przygodni turyści, ale osoby w znacznie większym stopniu mające szanse na wtopienie się w lokalną społeczność. Jest to też okazja, by poznać nie tylko okoliczne zabytki, ale też obyczaje, tradycje, kuchnię i mentalność mieszkańców. Dla wytrwałych i szybko przyswajających sobie nowe języki – sposób, by nauczyć się porozumiewać z sąsiadami w ich narzeczu.
Zamieszkując w czyimś domu nie martwimy się o terminy płatności rachunków. Nie interesują nas w ogóle aspekty finansowe związane z utrzymaniem domu i otoczenia. Mamy dach nad głową i wszelkie udogodnienia, z których można korzystać, nie ponosząc za to opłat. Czasem to niepowtarzalna okazja, by zamieszkać w niesamowitych budynkach, na zakup czy nawet wynajęcie których raczej nigdy by nas nie było stać. Zdarzają się bowiem oferty pobytu w luksusowych willach z basenami, saunami i jacuzzi. Nowoczesne, przestronne domy z inteligentnymi systemami obsługi, jakie ma się okazję oglądać na szklanym ekranie. Są też ogłoszenia, których właściciele zachęcają do pobytu w klimatycznych drewnianych chatkach zaszytych w wysokich górach. Zdarzają się propozycje zamieszkania na odległych wyspach. Można też trafić – tak jak nam się zdarzyło – na ofertę pobytu w zabytkowym francuskim zamku pamiętającym życie markizów i królów odwiedzających przed setkami lat ten przybytek.
Bonusy house sittingu
Zdarza się, że właściciele zostawiają do dyspozycji rowery, motocykle czy nawet swój samochód, co może ułatwić poznanie najbliższej okolicy. Z taką sytuacją zetknęliśmy się we Francji i w Niemczech.
Niektóre domy znajdujące się na wsi stwarzają też możliwość korzystania z dobrodziejstw natury. Są więc ogródki z warzywami, sady z owocami, a doglądanie kurnika przyniesie korzyść w postaci codziennej porcji świeżych jajek. My podczas trzech miesięcy spędzonych we francuskiej miejscowości Sainte Feyre mogliśmy docenić jesienne plony z ogródka, a trzy kury nigdy się nie buntowały i dzięki temu śniadania obfitowały w jajecznice i omlety. Jabłonie dały nam tyle jabłek, że wykorzystaliśmy chyba wszystkie możliwe kombinacje kulinarne z jabłczanym składnikiem.
Niektórzy właściciele oddają też house sitterom swoje spiżarki z zapasami jedzenia. Zdarza się, że lodówki są pełne, a życzeniem gospodarzy jest ich opróżnienie przez gości. Poza tym – my za każdym razem trafialiśmy do domów, których właściciele gościli nas na początku i końcu pobytu. Podczas powitalnych wspólnych posiłków była okazja, by się lepiej poznać i swobodnie porozmawiać o czekającym nas pobycie. Na zakończenie pobytów staraliśmy się zawsze przygotować jakąś kulinarną niespodziankę dla gospodarzy. We Francji właściciele dodatkowo zaprosili nas na wieczorną kolację w restauracji.
House sitting sprawdzianem
House sitting jest też okazją, by przekonać się, czy życie w nowym miejscu nam odpowiada. Czy wyobrażenie codzienności w danym kraju pokrywa się z rzeczywistością? Mieszczuchy – takie jak my – mają szansę dowiedzieć się jak wygląda proza życia na wsi. I oczywiście odwrotnie – ktoś, kto wychował się w wiosce może uzyskać odpowiedź na pytanie, czy wielka aglomeracja jest odpowiednia dla niego.
Dla nas pobyt na wsi był sprawdzianem nabywanych niemal każdego dnia nowych umiejętności. Pierwszy raz na traktorze, doglądanie kurnika, koszenie ogromnych połaci trawy, prace porządkowe w ogródku, rąbanie drewna, palenie w kominku. Poznawanie nieznanych dotychczas warzyw, takich jak np. topinambur. Zbieranie, a potem pieczenie i poznawanie smaku jadalnych kasztanów. I choć nie wszystko zawsze szło jak po maśle – bardzo nam się to życie spodobało.
Radosne powitania i trudne pożegnania
Poza tymi prozaicznymi bonusami niewątpliwym atutem jest też codzienny kontakt ze zwierzętami. My dotychczas mieliśmy pod opieką pięć psów i cztery koty i musimy przyznać, że z tym przywilejem wiąże się też pewna trudność. Wynika ona z konieczności rozstania z czworonogami, do których człowiek się po prostu przywiązuje. Dotyczy to szczególnie sytuacji, gdy pobyt jest dłuższy i ze zwierzakiem przebywało się sporo czasu. Dla nas najtrudniejsze dotychczas było pozostawienie młodego labradora Noble, z którym przeżyliśmy trzy miesiące, podczas których niemal w ogóle się z nim nie rozstawaliśmy. Nauczyliśmy go reagowania na komendy wypowiadane po polsku, więc powiedzenie „żegnaj” było dość ciężkie.
Co po house sittingu? Może kolejny?
Przygotowując ten tekst, spędzamy czas w niemieckiej miejscowości Biebergemünd w asyście trójki rozkosznych psiaków (w ogłoszeniu była mowa o dwóch – to właśnie te niespodzianki house sittingu). Już teraz jednak zaglądamy na platformy z ofertami house sittingu. Rozważamy też propozycję naszych wcześniejszych gospodarzy, którzy zapraszają do powtórzenia pobytu w ich pięknym domu. Plan się jeszcze nie skrystalizował… Wiele przemawia jednak za tym, by eksperyment z house sittingiem przekształcić – przynajmniej na jakiś czas – w styl życia. Co będzie? Czas pokaże.