Skopje – przerost formy nad treścią czy skarbnica zabytków

Pierwsze zetknięcie z macedońską stolicą nastąpiło nocą, kiedy po całym dniu spędzonym w pełnym słońcu usiłowaliśmy złapać stopa na jednej stacji benzynowej w Ochrydzie. Trudność w dotarciu do Skopje wynikała z faktu, że wówczas podróżowaliśmy we trójkę i niewiele aut było w stanie zabrać nas w pełnym składzie. Kiedy już wydawało nam się, że utkniemy i będziemy musieli kombinować z publicznym transportem, wieczorem zatrzymał się mały samochód. Podróżowały nim dwie dziewczyny: Eva i Iva, które wracały z urlopu i mimo tego, że auto miały wypełnione bagażami, zdecydowały się nas upchnąć i podrzucić do stolicy.

skopje macedonia most

Podróż upłynęła w fantastycznej atmosferze, mimo iż ograniczonej przestrzenią – na tylnym siedzeniu tkwiliśmy razem z pięcioma  plecakami i gitarą Yamana. Eva i Iva – mieszkanki Skopje okazały się dziewczynami o pokrewnych duszach, co odczuliśmy natychmiast, gdy w odtwarzaczu usłyszeliśmy muzykę, której i sami jesteśmy fanami. Potem były rozmowy o filmach, reżyserach, książkach, no i oczywiście podróżach oraz autostopowiczach, których dziewczyny chętnie wspierają. Nawet nie zauważyliśmy, jak minęła droga i kiedy znaleźliśmy się w Skopje pogrążonej w księżycowej poświacie.

Po perypetiach wynikających szukania z nieoznakowanego hostelu, spotkaniu na ulicy z dość swobodnie podchodzącym do kwestii meldunkowych właścicielem (który wręczył nam klucze i ręką wskazał, gdzie mniej-więcej znajduje się jego kwatera), udaliśmy się do Carsiji. Yaman, który odwiedził wcześniej Skopje, był dość dobrze zorientowany w przestrzeni tej muzułmańskiej dzielnicy. Zaprowadził nas do jednej z nielicznych otwartych jeszcze o tej późnej porze knajpek. Po niemal całym dniu spędzonym na stacji benzynowej i czekaniu na transport solidnie burczało nam w brzuchach.

skopje muzyk z gitarą

Nocne spotkanie z Carsiją

Carsija od razu nam się spodobała. Postanowiliśmy, że kolejny dzień rozpoczniemy od odwiedzin tej części Skopje, by poprzyglądać się miejscu określanemu Małym Stambułem. Nasz towarzysz na tym odcinku podróży – Yaman, który pochodził z Izmiru – przyznał, że istotnie miejsce może oddawać turecką atmosferę. Podkreślił jednak też różnice, choćby w podejściu do klienta w jego rodzimych stronach. I mimo tego, iż byliśmy zaskoczeni niskimi rachunkami w knajpkach – zaznaczał, że w tej cenie otrzymalibyśmy w lokalnych tureckich lokalach znacznie smaczniejsze i bogatsze porcje. No cóż – przyjdzie czas by się o tym przekonać, bowiem odwiedziny Yamana w jego ojczyźnie mamy w planach.

stare miasto w skopje

Turecki bazar nocą był opustoszały i tylko od czasu do czasu mijaliśmy osoby zajmujące się porządkowaniem stanowisk kupieckich. Yaman po drodze wskazywał nam miejsca, które zdążył przetestować pod kątem kulinarnym podczas swojej ostatniej wizyty w Skopje. Poprowadził nas labiryntem uliczek do głównego traktu, skąd już bez problemu trafiliśmy do hostelu.

Balowe suknie, stare mundury i orientalny szyk

Zwiedzanie Skopje rozpoczęliśmy kolejnego dnia od ponownej wizyty na starym osmańskim bazarze. Miejsce rankiem tętniło życiem. Wąskie uliczki wypełnione były barwnymi handlowymi straganami, małymi sklepikami z antykami, biżuterią, militariami, błyszczącymi sukniami balowymi i ślubnymi. Te ostatnie szczególnie przyciągały wzrok barwnymi wystawami z utrzymanymi w orientalnym stylu kreacjami. Co chwilę mijaliśmy też małe zakłady rzemieślnicze, stoiska z pamiątkami, kebabownie i garkuchnie oferujące specjały orientalnej kuchni. W knajpkach od rana przesiadywały tłumy gości sączących kolejne kawy po turecku. Tło dzielnicy dopełniały XVI-wieczne meczety Sułtana Murada oraz Mustafy Paszy. Uliczki Carsiji zatłoczone były nie tyle turystami, co przede wszystkim mieszkańcami okolicznych domów – Albańczykami, Turkami, Bośniakami czy Serbami. Wieloetniczność i wielokulturowość to charakterystyczna cecha tej części Skopje.

Przysiedliśmy w jednej z rekomendowanych przez Yamana knajpek, by dzień rozpocząć śniadaniem składającym się z  tradycyjnego burka z mięsem i ajranu do popicia. Na dokładkę wzięliśmy naturalne soki, ciastka z czekoladą i tradycyjną turecką herbatę. Płacąc rachunek trudno nam uwierzyć w tak niską cenę – poniżej 5 zł! Po obfitym śniadaniu do stanu doskonałości brakowało jednego – tureckiej kawy. A więc odwiedziliśmy kafejkę i byliśmy już gotowi na spotkanie z drugą częścią stolicy przeciętą mitologiczną rzeką Wardar. Aby tam dotrzeć, należało przekroczyć stary turecki most z kamienia. Stanowi on symbol stolicy, który można odnaleźć w herbie miasta. Ta licząca 214 metrów kładka łącząca starą i nową część miasta w średniowieczu bywała nie tylko miejscem istotnych dla Skopje wydarzeń historycznych, lecz także publicznych egzekucji. 

Obsesja, szaleństwo czy artyzm?

Pokonawszy most zetknęliśmy się z tą częścią stolicy, która zasłynęła w ostatnim czasie za sprawą realizacji kontrowersyjnego projektu „Skopje 2014”. Z wcześniejszych rozmów z Evą i Ivą, rodowitymi Skopjankami wiemy, że sami mieszkańcy Macedonii mają mieszane uczucia względem porozstawianych w nadmiarze monumentalnych pomników. Te nie dość, że ze sztuką często mają niewiele wspólnego, to jeszcze naraziły i tak biedy kraj do poniesienia ogromnych kosztów z publicznych środków. Podobno wydano na projekt ponad 500 mln euro. Później Iva i jej chłopak opowiadali nam więcej na temat nastrojów społecznych w Macedonii. Przywołali m.in. historię protestów z 2016r. Wówczas niezadowoleni z polityki rządu Macedończycy wyrazili swoje veto m.in. oblewając kolorowymi farbami nie tylko budynki rządowe, ale również liczne pomniki i macedoński łuk triumfalny. Wyblakłe ślady tej akcji mogliśmy potem dostrzec na fasadach niektórych budynków.

pomnik wojownika macedonia

Spotkanie z pomnikami, fontannami, rzeźbami zrodziło w nas sprzeczne odczucia estetyczne. Naprawdę trudno znaleźć w tej części stolicy miejsce wolne od nachalnie narzucających się, często naciąganych, odniesień historycznych. Ciężko poradzić sobie z tym nagromadzeniem fontann, ogromnych posągów, dziwacznych figur umieszczanych w sąsiedztwie mostów, budynków zdobionych zaskakującymi ornamentami. Jakie są sensowne związki pomiędzy umieszczanymi niemal obok siebie konstrukcjami wyłamującymi się podręcznikowym definicjom stylów architektonicznych? Z jednej strony rozumieliśmy intencje autorów projektu, którzy uznali, że w zniszczonej w niemal 80% przez trzęsienie ziemi w 1963 roku stolicy, należy zbudować obiekty podwyższające atrakcyjność miasta i jednocześnie nadające mu konkretnych charakter. Motywacja zrozumiała, ale sposób realizacji projektu już nieco mniej. Chyba, że ktoś jest zwolennikiem zasady „im więcej, tym lepiej”.

pomnik w skopje

Skopje ma rozmach!

Skopje w efekcie końcowym wywarło na nas wrażenie sztucznego i groteskowego tworu, swoistego Disneylandu, w którym oko ludzkie doznaje szoku od nadmiaru bodźców. Bo oprócz mnóstwa pomników, są tu też niby-historyczne żaglowce, na pokładzie których znajdują się restauracje, jest replika paryskiego Łuku Triumfalnego, gmachy ze stylizowanymi na antyczne kolumnami, kamienice z dosztukowanymi fasadami gipsowymi udającymi marmur. Samo też wykonanie niektórych gigantycznych rzeźb, posągów, ornamentów – w naszym odczuciu było nieco kiczowate. Ale jak głosi stara maksyma „de gustibus non est disputandum”.

skopje pomnik rodziny fontanna

I podczas gdy przy pierwszych tego typu tworach przystawaliśmy na nieco dłużej, by się dokładniej przyjrzeć, im głębiej wkraczamy w tę część miasta, tym bardziej czuliśmy się zmęczeni i znudzeni utrzymanymi w podobnej stylistyce posągom. Bohaterowie antyczni, partyzanci, poeci, matki karmiące, barkarze, cesarz bizantyński, car bułgarski, prawosławni święci, wojownicy na koniach, działacze socjalistyczni XX wieku ….

Czasem jednak trudno było przejść obok nich obojętnie – wszakże jest ich blisko 500 na stosunkowo niewielkiej powierzchni. Tak się stało, gdy znaleźliśmy się w samym centrum tej gigantomanii. Na Placu Macedonia przy wysokiej kolumnie z wojownikiem na koniu. Liczący razem z cokołem ponad 20 m monument z brązu okrążony 3-metrowymi żołnierzami i niewiele mniejszymi rzeźbami lwów stał się też przedmiotem sporu Macedonii z Grecją. Postać wojownika bowiem wyraźnie stylizowana jest na podobiznę Aleksandra Wielkiego. A do tego bohatera wyłączne prawa sobie rości Grecja. I dlatego Macedończycy zastosowali sprytny wybieg i nie użyli oficjalnie jego imienia dla nazwania rzeźby. Wszyscy jednak doskonale wiedzą, w czym rzecz… Pomnik „Wojownika na koniu” wraz z imponującą fontanną wzbudza również emocje wśród samych Macedończyków. Zdają sobie sprawę, że za te 10 mln euro przeznaczonych na jego budowę można byłoby choćby zbudować trochę przyzwoitych dróg w kraju.

Jak ogarnąć Skopje? 

Dalszy spacer ulicami nowej części Skopje przyniósł kolejne drobne obserwacje. Na ulicach w promieniach słonecznych wylegiwało się mnóstwo bezpańskich psów. Często zauważaliśmy też osoby różnymi metodami próbujące wyżebrać pieniądze – czy to modlitewnymi śpiewami czy zaskakującymi pozami medytacyjno-akrobatycznymi. Mając dość pomnikowej natarczywości z przyjemnością zatrzymywaliśmy się przy wielu ulicznych artystach – grających nie tylko na gitarze, ale też na starych ludowych tradycyjnych instrumentach. Na deptaku minęliśmy pomnik pucybuta, a kilka kroków dalej niepozornych rozmiarów rzeźbę Matki Teresy. Po kilku krokach wyłoniło się muzeum poświęcone świętej. Ta urodziła się w Skopje, ale sławę zyskała jako Matka Teresa z Kalkuty.

muzyk uliczny

Naszą uwagę przyciągnęły też uliczne antykwariaty, czasem gigantyczne składowiska setek książek poukładanych na chodnikach w stosy przypominające piramidy (o których nieco więcej możecie poczytać we wpisie poświęconym książkom na bałkańskim szlaku). Ulicami przejeżdżały lśniące nowe auta tuż obok zdezelowanych starych modeli samochodów pamiętających lata 70-te. Piętrowe czerwone autobusy kojarzone raczej z ulicami Londynu wyprzedzały pordzewiałe mikrobusiki.

W trakcie przemierzania tej oryginalnej części Skopje zrobiliśmy sobie krótką przerwę. Uciekając na moment od orientalnych klimatów zatrzymaliśmy się na kawie w knajpce „Jazz&Blues”, gdzie ze ścian przyglądali się nam z fotosów m.in. Miles Davis, B. B.King czy Buddy Guy.

Żegnając się z królestwem wypełnionym nadmiarem ornamentów, przeszliśmy Mostem Sztuki, na którego środku tkwiła fontanna, a obrzeża dekorowały latarnie ze stylizowanymi na rokoko kandelabrami i 29 rzeźbionych posągów upamiętniających macedońskich artystów. Tło stanowiło plener odbywającej się akurat sesji ślubnej młodych Macedończyków, więc starając się nie wpaść w kadr, szybko opuściliśmy most i nową część Skopje.

Wrestling i indoktrynacja przy Skopsko Kale

Nasz plan dnia przewidywał jeszcze zwiedzenie starej twierdzy Skopsko Kale zlokalizowanej na skalistym wzniesieniu. Zanim tam weszliśmy, na zboczach wzgórza dostrzegliśmy przygotowania do treningu „oil wrestlingu”. Yaman wytłumaczył nam, że w Turcji to bardzo popularna dyscyplina, zwłaszcza wśród młodych chłopaków.

oil wrestling

Spacer po terenie dawnej twierdzy umożliwił nam przyjrzenie się panoramie Skopje. Minęliśmy też stanowiska archeologiczne – wszystko dość chaotyczne i zaniedbane. Jakby brakowało energii i konsekwencji w zagospodarowaniu terenu. Mieliśmy świadomość, że przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele. To m.in. konflikt pomiędzy mieszkańcami samego Skopje, przede wszystkim ludnością albańską, stanowiącą dużą część populacji.

Kiedy schodziliśmy ze wzgórza, naszą uwagę znowu przyciągnęli trenujący wrestling. Przystanęliśmy, by się temu poprzyglądać i wówczas podszedł do nas mężczyzna, który po krótkim zagajeniu zaczął opowiadać o technikach walki. Potem wdał się z Yamanem w rozmowę prowadzoną w języku tureckim. Celem nieznajomego Albańczyka było przekonanie naszego kumpla do tego, by stał się silnym ogniwem wspólnoty muzułmańskiej. Po odmowie ton wypowiedzi się zmienił. Pojawiły się głupie żarty i złośliwe komentarze na temat innowierców i ateistów. Ten incydent wyprowadził spokojnego zazwyczaj Yamana z równowagi. My też o tym myśleliśmy – o ekstremizmach, fanatyzmie i niebezpiecznych ideologiach podszytych religijnym podłożem.

twierdza w skopje

Finał z polskim akcentem

Opuściliśmy Skopsko Kale i skierowaliśmy się ponownie do tureckiej dzielnicy na obiad. Trafiliśmy dość pechowo do baru, w którym zamówione zestawy nie były pierwszej świeżości (potem kłopoty żołądkowe naszej trójki to potwierdziły). Ale na osłodę tego ciągu niefortunnych zdarzeń otrzymaliśmy wiadomość od Ivy. W mieście akurat odbywał się Festiwal Filmów Dokumentalnych, podczas którego miały być wyświetlane polskie produkcje.

Kiedy znaleźliśmy miejsce, gdzie wyświetlano filmy, udaliśmy się do organizatorów, by poznać repertuar. Okazało się, że w repertuarze znalazły się obrazy dość pesymistyczne. Yaman po rozmowie z Albańczykiem był w nienajlepszym nastroju. W połączeniu z polskimi przygnębiającymi dokumentami byłby to destrukcyjny finał dnia w Skopje. Odpuściliśmy, a wkrótce na horyzoncie pojawiła się Iva ze swoim chłopakiem.

Wspólnie skierowaliśmy się w stronę rekomendowanej przez nich knajpki. Pierwsze piwo otworzyło pakiet tematów historycznych. Chłopak Ivy okazał się świetnym gawędziarzem. W przystępny sposób objaśniał zawiłości historyczno-polityczne ostatnich lat w Macedonii. Kolejne piwka pozwoliły na poznanie dorobku kulturalnego tego kraju. Rozmawialiśmy też o nieprzyjemnym incydencie na wzgórzu. Okazało się, że etniczno-religijna mieszanka w Skopje, jak i całej Macedonii, skutkuje konfliktami i wzajemną wrogością. Sytuacja kraju sprawia, że wielu młodych myśli o emigracji – jak choćby nasi znajomi będący w trakcie załatwiania formalności związanych z wyjazdem do Kanady.

Skopje zapisało się w naszej pamięci jako miejsce pełne kontrastów i paradoksów. Wywieźliśmy stamtąd widok miasta, które potrafi oszołomić i zaskoczyć. Lokacja usiłująca zbudować swoją wyjątkowość właśnie przerostem formy nad treścią. Na pewno jednak warto je odwiedzić i spróbować zrozumieć.

Jeśli uważasz, że ten tekst może zainteresować Twoich znajomych - dmuchnij nam w żagle i udostępnij go dalej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *