Polacy w świecie vs koronawirus #08: Lidka o sytuacji w Berlinie

Jak się żyje w stolicy naszych zachodnich sąsiadów w czasach, gdy niemal każda decyzja, krok i zamiar obarczone są ryzykiem zarażenia wirusem? Jak berlińczycy dostosowali się do nowej sytuacji? O nowym berlińskim lifestylu opowiada Lidka, która od szesnastu lat mieszka w niemieckiej stolicy.

szczęśliwe małżeństwo po ukończeniu maratonu

Lidkę Maćkowiak Congia poznałam ponad dwadzieścia lat temu, w czasach pozbawionych modnych dziś gadżetów ułatwiających codzienne życie. Dlatego nie umawiałyśmy się na spotkania przy kawie przez skype’a czy telefon komórkowy, bo ich po prostu wówczas nie było. Kiedy miałyśmy ochotę na swoje towarzystwo, musiałyśmy pokonać niewielki odcinek drogi (mieszkając na sąsiadujących ze sobą ulicach) i mnóstwo schodów (bloki bez wind!). Kiedy po doczłapaniu się na najwyższe piętro, okazywało się, że lokatorki nie ma w domu – pozostawało czekanie na nią na ławeczce i czytanie książki czy gazety (bo o smartfonach i internecie nawet nam się nie śniło!). Ale gdy już spotkanie dochodziło do skutku – siedziałyśmy bez umiaru i kolejne godziny mijały na pogaduchach.

W czasach bez smartfona…

Uwielbiałam jej słuchać – z dwóch powodów. Nie zajmowała się plotkami i bzdurami, więc rozmowy zawsze pozostawiały po sobie wartościowy ślad. A po drugie – mogłam godzinami słuchać jej wyjątkowo przyjemnego dla ucha tonu głosu i wzorcowej dykcji. Do dziś potrafię przywołać we wspomnieniach to aksamitne brzmienie i melodię.

Poza tym – w Lidce zawsze podziwiałam jej opanowanie i umiejętność analitycznego przyjrzenia się każdemu problemowi. Kiedy brakowało mi dystansu, by ocenić sytuację, na nią zawsze można było liczyć. Wyważona w opiniach i dyplomatyczna w rozwiązywaniu konfliktów. Wybuchała nadzwyczaj rzadko – ale jeśli to się zdarzało, to nigdy bez powodu. Takie incydenty, wytrącające z równowagi, miały miejsce tylko wtedy, gdy walczyła o słuszną sprawę.

Co jeszcze pamiętam z tamtych czasów? Subtelność i delikatność Lidki. To, że na tle swych rówieśniczek zawsze była prawdziwą damą. Z gracją pijącą kawę z papierowego kubeczka i z klasą noszącą dżinsy i sportową bluzę. I pewnie ta jej nieuchwytna magia przekonywała jurorów konkursów piękności. Bo Lidka poza niezaprzeczalną urodą – miała to „coś”. 

Dobre wibracje w Berlinie

Podczas studiów na Akademii Rolniczej w Poznaniu skorzystała z możliwości wyjazdu w ramach programu wymiany studenckiej Erasmus. W roku akademickim 2002/2003 po raz pierwszy znalazła się w Berlinie i od razu poczuła pozytywne wibracje miasta. Nie powinno więc dziwić, że po skończeniu edukacji, spakowała walizkę i wyjechała tam na dłużej. Czas pokazał, że decyzja była słuszna, bowiem to w Berlinie znalazła wszystko, co w jej życiu ważne.

rowerzysta na tle bramy bramy brandenburskiej w Berlinie podczas epidemii koronawirusa

Obecnie Lidka wraz z mężem Alessandro mieszkają we wschodniej części Berlina, w wypełnionej zielonymi skwerami spokojnej dzielnicy Karlshorst. Dziś to bardzo przyjemna część stolicy, w której można zobaczyć sporo willi swoją historią sięgających lat dwudziestych XX wieku. Po II wojnie światowej ta część miasta została zajęta przez wojska radzieckie, które znalazły tu dogodną lokalizację dla swoich kwater. I z całą pewnością w tamtym okresie nikt nie nazwałby Karlshorst cichym zaułkiem Berlina.

Nowy rok bez fajerwerków

W tej części miasta Lidka i Alessandro mieszkają od stycznia – miesiąca, który poza nowym adresem przyniósł też inną zmianę. To wówczas firma, w której moja rozmówczyni pracowała, została zlikwidowana. Lidka podkreśla, że nie miało to żadnego związku z epidemią, o której w tamtym okresie mówiono niewiele, traktując ją jako coś, co z Europą nie ma zbyt wiele wspólnego. Historia – jak już wiemy – potoczyła się zgoła inaczej niż wówczas przypuszczano.

Wraz z likwidacją firmy Lidka straciła pracę. W obecnej sytuacji poszukiwanie zatrudnienia jest utrudnione. Wprawdzie wiele firm przestawia się na rekrutację prowadzoną zdalnie, ale rozwiązuje to problem wąskiej części rynku pracy.

Wspomnienia z Berlina

Pytam Lidkę o sytuację w Berlinie w związku z epidemią. Jestem ciekawa, jak obecnie wygląda miasto, które stanowiło finalny przystanek na mojej ostatniej trasie podróżniczej. Do Berlina trafiliśmy bowiem późnym wieczorem 14 marca – w momencie ogłoszenia zamknięcia granic i przymusowej 14-dniowej kwarantanny dla Polaków przekraczających granice. Panował chaos informacyjny, rozkłady jazdy wyświetlały komunikaty o odwołanych kursach, a my utknęliśmy w mieście, nie wiedząc, co dalej.

Co się zmieniło?

Gdy opuszczaliśmy niemiecką stolicę, w niedzielę 14 marca, nie obowiązywały jeszcze żadne restrykcje. Z doniesień medialnych wiemy, że sytuacja po naszym wyjeździe zaczęła się diametralnie zmieniać. Rozmawiam z Lidką niemal równo miesiąc później, bo 13 kwietnia. Relacjonuje: „Zostały zamknięte szkoły i przedszkola. Przestały funkcjonować kina i teatry, a także dyskoteki, puby, hale z automatami do gry, punkty bukmacherskie. Wyjątek stanowią restauracje, które mogą sprzedawać i dostarczać posiłki na wynos. Otwarte są markety budowlane, sklepy spożywcze i drogerie, jednak ograniczono liczbę osób, które mogą w nich przebywać w tym samym czasie. Z tego powodu ustawiają się przed nimi długie kolejki. Często przy kasach w marketach można zauważyć oznaczenia, które przypominają o konieczności zachowania metrowych odstępów pomiędzy klientami”.

puste ulice w Berlinie z powodu koronawirusa

Lidka dodaje, że od momentu ogłoszenia obostrzeń robi większe zakupy raz w tygodniu albo rzadziej. Korzysta też z możliwości uzupełniania zapasów poprzez zamówienia ze sklepów on-line. To jednak z czasem staje się coraz trudniejsze, bowiem wydłuża się czas oczekiwania na realizację zamówień. Nie korzysta też z komunikacji miejskiej, wybierając najczęściej rowerowe eskapady po sprawunki. 

Poza tym moja rozmówczyni podkreśla, że w poszczególnych landach wprowadzono oddzielne przepisy, które mogą się czasem różnić i dlatego należy o tym pamiętać, przemieszczając się po terenie Niemiec. 

Nowy lifestyle

Kiedy dopytuję o zakazy obowiązujące w Niemczech, biorę pod uwagę sytuację w Polsce, w tym np. wprowadzane i wycofane zakazy wejść do lasów i parków czy uprawiania sportów. Dowiaduję się od Lidki, że w Berlinie można chodzić na spacery, uprawiać sport na świeżym powietrzu czy po prostu siedzieć na ławeczkach w parku, jednak należy zachować bezpieczny dystans w relacjach międzyludzkich. Lidka dodaje, że na ulicach jest zdecydowanie mniej ludzi, co wynika choćby z faktu, iż większość pracuje zdalnie.

Kiedy rozmawiam o sytuacji w stolicy Niemiec, nie ma obowiązku noszenia maseczek ochronnych. Lidka wtrąca jednak, że podczas zakupów nosi maseczkę, starając się zachować jak najostrożniej. Wieczorem 21 kwietnia otrzymałam wiadomość od mojej rozmówczyni, która uaktualnia informacje o najświeższą porcję danych: od najbliższego poniedziałku, czyli 27 kwietnia w Berlinie będzie obowiązywał nakaz zakrywania nosa i ust w środkach komunikacji zbiorowej. 

Specyficzny urlop

Z relacji wynika, że mieszkańcy Berlina podchodzą do tematu wirusa chyba z dość dużym spokojem i luzem. „Nie odczuwa się atmosfery strachu czy paniki. Być może dlatego są osoby, które np. nie zachowują metrowego odstępu. Słyszałam z ust kilku Niemców opinie, że ogólnie reakcja na epidemię jest przesadzona. Wiele osób rekreacyjnie spaceruje po parkach. Rodziny jeżdżą na wycieczki rowerowe, gdy jest ładna pogoda. Czasem można odnieść wrażenie, że wszyscy czują się jakby byli na urlopie” – stwierdza Lidka i dodaje: „Nastroje tutaj są pozytywne i wszyscy uważają, że szybko wrócimy do normalności”. Jej opinia nie wydaje się odosobniona – bardzo podobne odczucia miała też Bogunia, która opowiadała o życiu w Kolonii.

Mąż Lidki jest Włochem, więc cały czas śledzą dramatyczne doniesienia z jego ojczyzny i myślami są z wieloma mieszkańcami tego pięknego kraju. „Wśród naszych znajomych w Berlinie jest wielu Włochów. Widać różnicę w ich zachowaniach i postawach Niemców. Włosi tutaj respektują zakazy, unikają kontaktów z innymi. Niemal w ogóle nie wychodzą z domów”. Ich świadomość zagrożenia na pewno jest wyższa w związku z tragedią, która dotknęła ich bliskich w kraju.

Rok bez maratonów… 

Wiem, że Lidka i jej mąż są zapalonymi maratończykami, a także obieżyświatami. Ograniczenia, jakie wynikają z ogłoszonego stanu pandemii, uderzyły zatem i w te sfery ich planów. Wiosenne biegi, jak i półmaraton berliński zostały już odwołane, jednak nie zmieniło to sportowych nawyków Lidki i Alessandro. Aktywność jest może nieco mniejsza, a treningi trochę lżejsze, jednak trudno sobie wyobrazić, by zaprzestali ćwiczeń i oczywiście marzeń o kolejnych maratonach. Ten najbliższy ma się odbyć we wrześniu i moja rozmówczyni żywi nadzieję, że do tego czasu sytuacja się poprawi, a bieg nie zostanie odwołany (niestety, już po pierwszej rozmowie otrzymałam wiadomość od Lidki, że również wrześniowy maraton został anulowany). 

para po ukończeniu maratonu

Lidka przyznaje: „Chodzę biegać prawie codziennie około 15 km. Pomaga mi to w rozładowaniu stresu – i ze śmiechem dodaje: – ale też biegam, by spalić kalorie, bo teraz znacznie więcej jem. Siedzenie w domu wyzwala też chęć gotowania i pieczenia. Normalnie nie miałam na to tyle czasu”.

…i podróży

Kwarantanna i zamknięcie w domu stały się dla wielu okazją do nadrabiania różnych zaległości, odświeżania i pielęgnowania znajomości, częstszego sięgania po książki. Nie inaczej jest w przypadku Lidki. Przyznaje, że może teraz więcej czytać, rozmawiać z rodziną i przyjaciółmi przez WhatsApp, ale też planować kolejne wojaże. Zaznacza przy tym: „Zazwyczaj o tej porze byliśmy w podróży. Wybieraliśmy najczęściej Azję południowo-wschodnią albo Afrykę. W tym roku mieliśmy najpierw jechać do Tajlandii, a święta wielkanocne spędzić z teściami na Sardynii. Niestety, żadnego z tych planów nie udało się zrealizować. Kiedy tylko na początku roku pojawiły się doniesienia o koronawirusie w Chinach, przezornie zrezygnowaliśmy z podróży”. Po czym dodaje: „I tkwimy w Berlinie”.

Miejmy nadzieję, że lubiany przez nich Berlin pozwoli im jednak odpocząć od siebie, a świat znów stanie zarówno przed nimi, jak i wszystkimi z nas – otworem.

 

*wszystkie zdjęcia należą do Lidki i są udostępnione za jej zgodą

Jeśli uważasz, że ten tekst może zainteresować Twoich znajomych - dmuchnij nam w żagle i udostępnij go dalej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *