Polacy w świecie vs koronawirus #12: Maria o sytuacji w Leeds

Brytyjski lockdown wprowadził sporo zmian w życiu Marii, która dwanaście lat temu opuściła Polskę, by przenieść swoje życie do położonego w hrabstwie West Yorkshire – Leeds. O tym, jak wygląda jej codzienne życie i zdalna praca w zakresie planowania przestrzennego opowiada z perspektywy miesięcznego doświadczenia życia w izolacji. 

Marię poznałam niemal dwadzieścia lat temu. Już po pierwszej krótkiej wymianie zdań wiedziałam, że to bratnia dusza. I więcej nas łączy niż dzieli. Zdecydowana, czasem bezkompromisowa, stanowcza i niezwykle silna. Z odważnymi poglądami, szerokimi horyzontami i dojrzałym światopoglądem. Nie marnująca czasu na trywialne pogaduszki o niczym. Tolerancyjna i oczekująca od innych tego samego. Konsekwentna w łączeniu tego, co myśli z tym, co mówi i jak działa. Gdy w grę wchodzą ważne kwestie – nie idąca na ustępstwa. Walcząca o słuszne sprawy, zwłaszcza gdy nie przynoszą taniej popularności i pustych pochlebstw.

Kobieca siła

Nigdy nie bała się głośno wyrażać swojej opinii, nawet gdy zdawała sobie sprawę, że może w ten sposób sobie zaszkodzić. Jednak moralny kręgosłup zawsze był dla niej ważniejszy niż chwilowe korzyści. Charyzmatyczna indywidualistka świetnie odnajdująca się w towarzystwie ludzi, którzy mają coś sensownego do powiedzenia. Niepokorna, niezależna w poglądach. Po prostu prawdziwie odważna kobieta. Takie było pierwsze wrażenie. W tym się utwierdziłam, poznając Marię lepiej i dłużej. I tak pozostało do dziś.

Wyobraźnia i intuicja mi podpowiadają, że gdyby kobiecy świat nie otrzymał rzeczniczki ich praw – Simone de Beauvoir, to Maria uzupełniłaby tę lukę i mogłaby także stać się orędowniczką hasła „Nie rodzimy się kobietami, stajemy się nimi” .

Leeds zastępuje Leszno

Maria Julia Dychała wraz ze swoim partnerem mieszkają w Leeds, w hrabstwie West Yorkshire. Kompleks mieszkaniowy zlokalizowany jest w centrum miasta, pomiędzy rzeką a kanałem. Obecne mieszkanie zajmują od pięciu lat i wiosną zamierzali przeprowadzić się do innej dzielnicy. Nowy dom został już wybrany, plany poczynione i w myślach już się urządzali. Wybuch pandemii wszystko jednak pokrzyżował i z przeprowadzką trzeba się powstrzymać. Jak długo? Tego nikt z nas nie wie.

Moja rozmówczyni wyjechała z Polski w 2008 roku i większość okresu emigracyjnego spędziła właśnie w Wielkiej Brytanii, w Leeds (o życiu w znajdującym się w jego okolicy Batley opowiadała wcześniej projektantka mody – Bożena). To tam podjęła studia z zakresu planowania przestrzennego, podczas których odbywała też praktyki w Niemczech i przez kilka lat pracowała w Manchesterze. Najlepiej jednak czuła się zawsze w angielskim mieście położonym u podnóża Gór Penińskich, nad rzeką Aire. I ze śmiechem przyznaje, opowiadając o swoim życiu w Leeds: „Niedawno sobie uświadomiłam, że mieszam tu już dłużej niż w rodzinnym Lesznie!”

Maria z wykształcenia jest urbanistką. Od sześciu lat z ogromną pasją i oddaniem wykonuje swoją profesję. Obecnie pracuje w prywatnej kanadyjskiej firmie jako konsultantka do spraw gospodarki i planowania przestrzennego.

puste ulice leeds podczas epidemii koronawirusa

Orędzie premiera w dniu urodzin

Pytam Marię o sytuację w Anglii w związku z obecną sytuacją pandemii. „Oficjalny lockdown w UK rozpoczął się 25 marca – relacjonuje. – Pamiętam, że orędzie premiera Wielkiej Brytanii było transmitowane dzień wcześniej wieczorem  – przypadało to akurat w moje urodziny. Przed oficjalnym nakazem izolacji, ulice stopniowo i tak powoli pustoszały, a wiele firm prosiło o pracowanie z domu  – jeśli to było możliwe, oczywiście”. Dalej opowiada o sytuacji w swojej korporacji: „Firma, w której pracuję, wprowadziła nakaz pracy z domu od 16 marca, a do biura można było już tylko wrócić po przedmioty osobiste oraz niezbędny do pracy sprzęt, np. monitory. Było to bardzo istotne z tego powodu, że sporo pracy wykonujemy z mapami, a trudno – czy nawet nie sposób – jest to robić na małym ekranie czy pojedynczym monitorze”.

Lockdown w Leeds

Rozmawiam z Marią 16 kwietnia. Kiedy pytam, o to, jak zmieniła się dla niej codzienność, skrupulatnie wymienia: „Możemy opuszczać domy tylko z określonych powodów: aby kupić jedzenie, udać się do lekarza czy do pracy – o ile nie jest możliwe to zdalnie. Pretekstem może być także uprawianie sportu – z zastrzeżeniem, że nie będzie to częściej niż raz dziennie. Kiedy już znajdziemy się na zewnątrz – należy trzymać dystans od ludzi. Określono, że ma on wynosić minimum dwa metry, jednak nie dotyczy osób, z którymi się mieszka. Poza tym – zakazano spotykać się z ludźmi, z którymi się nie dzieli domu. Tu wyjątkiem są pary, które wychowują razem dzieci, ale mieszkają oddzielnie”. Dowiaduję się też, że transport publiczny działa, jednak z mniejszą intensywnością niż wcześniej.

Maria dodaje jeszcze: „Oprócz tego rząd nakazał zamknięcie pewnych placówek i biznesów. I tak nieczynne do odwołania są wszystkie sklepy z artykułami, których nie uznaje się za niezbędne, czyli np. sklepy odzieżowe. Zamknięto szkoły i inne placówki oświatowe. Nie można odwiedzać teatrów, muzeów, kin i innych instytucji kulturalnych, które zawiesiły swoją działalność. Restauracje i kawiarnie mogą świadczyć tylko usługi na wynos lub dowóz, jednak wiele jest po prostu zamkniętych. To samo jest z siłowaniami, basenami i rozmaitymi obiektami sportowymi czy miejscami kultur religijnego”.  Restrykcje są zatem bardzo podobne do tych, które wprowadzono w Polsce.

Spokojne i odpowiedzialne podejście do nowej sytuacji

Jestem ciekawa, jak reagowali na ograniczenia ludzie z otoczenia mojej rozmówczyni. Czy bezwzględnie podporządkowano się nowym zasadom? Czy wzbudziło to strach i odizolowało mieszkańców Leeds? Jakie niesie to konsekwencje społeczne i obyczajowe? Maria wyczerpująco odpowiada na mnożące się w mojej głowie pytania. „Zdecydowana większość – mogę powiedzieć, że 99% naszych znajomych i rodziny przestrzega zasad izolacji i stara się dostosować do zaleceń. Po prostu w pełni rozumiemy, dlaczego te zakazy zostały wprowadzone i z tego powodu robimy, co tylko w naszej mocy, aby nie pogorszyć sytuacji”.

Realnie oceniając sytuację, wspomina też o tym, że nie wszyscy podporządkowali się decyzjom o konieczności izolacji. „Gdy chodzę biegać nad rzekę, to widzę ludzi, którzy nie stosują się do nakazów. Myślę, że to jest jednak nieuniknione, że takie osoby też stanowią część społeczeństwa. Nie jest to na szczęście norma w UK”.

praca zdalna w czasie pandemii

Dramaty w czterech ścianach

Następnie opowiada o reakcjach znajomych: „Nikt z naszego otoczenia nie panikował. Ma to na pewno związek z tym, iż nikt z nas nie jest w trudnej sytuacji mieszkaniowej i nie ma poważnych problemy zdrowotnych”. Zawsze niezwykle wrażliwa na problemy społeczne Maria podkreśla: „Zdaję sobie w pełni sprawę, że mogłoby być dużo gorzej i nie zapominam o tym, iż wielu ludzi nie ma domu albo ich dom nie jest bezpiecznym miejscem. Statystki już pokazują, że w Anglii wrosła liczba kobiet, które zmarły  wskutek przemocy domowej”. Ten czas niestety jej sprzyja. Zamknięcie w czterech ścianach oznacza dla wielu uwięzienie w piekle i jest to problem, na który Maria przy okazji opowiadania o czasach pandemii kładzie szczególny nacisk. Wyczulenie na palące kwestie społeczne od zawsze stanowiło znak rozpoznawczy mojej rozmówczyni.

W dalszej części rozmowy wskazuje na kolejne problemy wynikające z obecnej sytuacji: „Wiele dzieci i dorosłych, którzy wcześniej korzystali z posiłków w szkołach czy placówkach pomocy społecznej, jest teraz w bardzo trudnej sytuacji. – I dodaje: – Społeczeństwo i rząd starają się pomagać potrzebującym, ale zdaję sobie sprawę, iż są osoby, do których ta pomoc niestety nie trafi i aż ciężko mi o tym myśleć”.

Niepewność jutra

Obecna sytuacja to nie tylko strach o stan zdrowia, ale dla wielu osób obawa o miejsce pracy, funkcjonowanie firmy, płynność finansową wielu biznesów. Mnóstwo ludzi w związku z wprowadzonymi restrykcjami straciło środki do życia, nie jest w stanie spłacać zaciągniętych kredytów, wywiązywać się ze zobowiązań finansowych. Niepewność jutra potęguje lęk. Pytam zatem Marię, czy mieszkańcy Anglii otrzymują pomoc ze strony państwa, czy istnieją sposoby na zmniejszenie dyskomfortu. „Rząd brytyjski stworzył program pomocy dla osób, które ze względu na COVID-19 nie mogą pracować. Polega on na tym, że dostają 80% swojego podstawowego wynagrodzenia”. Dla zobrazowania tej kwestii, dodaje: „Moja firma w UK zatrudnia obecnie 300 osób, które przebywają na tymczasowym urlopie. Ci pracownicy korzystają z tego właśnie programu. Są oczywiście ograniczenia, ile można maksymalnie otrzymać takiego świadczenia na miesiąc. Chodzi tu bowiem bardziej o pomoc w przeżyciu tego trudnego okresu”. 

Maria mówiąc o rozwiązaniach systemowych mających na celu zminimalizowanie negatywnych konsekwencji izolacji informuje: „Z tego, co się orientuję, większość banków ogłosiła tzw. wakacje kredytowe, ale niestety są jeszcze braki w ustawach m.in. dla osób, które wynajmują mieszkania, a straciły pracę lub zmniejszono im dochody. Od 25 marca obowiązuje nowy akt (Coronavirus Act 2020), który stworzył rządowi więcej możliwości, by przeciwdziałać skutkom pandemii. I co ważne: organizuje się również mnóstwo akcji charytatywnych, działa wolontariat i mnóstwo ludzi naprawdę stara się pomagać tym, którzy są w potrzebie. Kilka tygodni temu tutejszy NFZ ogłosił, że potrzebuje 250 tysięcy wolontariuszy i – co jest wspaniałe – już po kilku godzinach zgłosiło się 400 tysięcy osób”.

Zmiana w systemie pracy urbanistki

Na koniec pytam, jak pandemia wpłynęła na życie mojej rozmówczyni. „Zmieniło się wiele rzeczy. Po pierwsze: pracuję obecnie z domu, a nie z biura. Wszystkie spotkania odbywają teraz wirtualnie. Specyfika mojej pracy wymagała częstych wyjazdów, a w tych okolicznościach to wykluczone. Nie jeżdżę zatem na rozeznania w terenie, które były ważną częścią tego, za co jestem zawodowo odpowiedzialna. Wprawdzie mam regularny kontakt z moimi współpracownikami, ale nie jest to już to samo – stwierdza i po chwili dalej wylicza: – Po drugie: moja firma na trzy miesiące obcięła nam 10% wypłaty z tzw. podstawowej stawki, więc aż tak źle na razie nie jest”.

koronawirus rzeka leeds

Trudne rozłąki

Zmiany dotyczą nie tylko sfery zawodowej, ale także prywatnej. Maria opowiada: „Nie mogę odwiedzić mojej rodziny, która mieszka w Polsce i Niemczech”. Zwraca uwagę na szczególnie trudną sytuację, w której znalazł się jej tata. „Jest zupełnie sam. Często do siebie dzwonimy, ale to nie to samo co bezpośredni kontakt. Dwa lata temu zmarła niespodziewanie jego wieloletnia partnerka i wiem, że jest mu wciąż z tym bardzo ciężko. A poza tym – moja mama jest lekarzem, więc dodatkowo się o nią martwię. Mama, mimo że jest już po 65 roku życia, cały czas pracuje. Martwię się o nią bardzo, ale oczywiście rozumiem, jak ważna jest jej praca. Zwłaszcza teraz”. Izolacja uniemożliwia Marii widywanie się ze znajomymi, przyjaciółmi i jak większość ludzi na świecie – próbuje to zrekompensować częstymi rozmowami telefonicznymi i widywaniem się dzięki platformom takim jak FaceTime czy Zoom.

Codzienność w czasach pandemii

Inne zmiany w codzienności pandemicznej? „Razem z moim partnerem zawsze chętnie gotowaliśmy, jednak teraz musimy to robić częściej. Lubiliśmy też od czasu do czasu jadać w mieście. Teraz to niemożliwe. Wprawdzie wiele lokalnych restauracji dowozi posiłki, ale często czas oczekiwania wynosi kilka godzin, więc unikamy tego. – Puentuje to w ten sposób: – Jest to dla nas zmiana, ale na pewno nie problem”. Kolejne ograniczenia w czasie pandemii to m.in. zamknięcie siłowni i basenu, które Maria odwiedzała regularnie. Z dawnych aktywności zostało jej bieganie na świeżym powietrzu i ćwiczenia w domu. Tu Maria dorzuca: „Bieganie w plenerze – brzmi fajnie, ale w praktyce nie jest aż takie fajne. Bardzo dużo ludzi również teraz biega i to powoduje, że trudno jest zachować dystans, więc dla mnie nawet bieganie jest teraz stresujące”.

Nowy dom musi poczekać

Wiele trywialnych czynności wpisanych w naszą codzienność stało się teraz sprawą bardziej skomplikowaną i obciążoną stresem. Maria wskazuje jako przykład robienie zakupów. Mówi: „Niestety, nie możemy teraz zamawiać towarów do domu, ponieważ jest strasznie długi czas oczekiwania. Mnóstwo ludzi próbuje w ten sposób ograniczyć wyjścia do domu i sklepy nie nadążają z wysyłkami. Obecnie, gdy wybieram się na zakupu, traktuję to jako wielkie wyzwanie, które mnie wpędza w stres. Nie mam obecnie samochodu, a to dodatkowo utrudnia robienie rzadziej większych zapasów. W normalnych czasach korzystam z samochodu służbowego i wówczas duże zakupy nie były problemem. Teraz ta opcja odpada”.

Skoro mowa o zakupach, to przypominam sobie, że Maria na początku rozmowy wspominała o planowanej przeprowadzce do nowego domu. Przytakuje i tłumaczy: „Przed lockdownem byliśmy w trakcie załatwiania formalności związanych z zakupem wybranego przez nas lokum. Teraz to jest niemożliwe. Musimy odłożyć ten plan na bliżej niesprecyzowaną przyszłość”.

Co jeszcze zmieniło się w codzienności Marii? Przyznaje: „Spędzam znacznie więcej czasu przed monitorem i ogólnie ekranami. Oglądam filmy i niektóre seriale – na pewno częściej niż wcześniej. – Po czym dodaje: – Ale oczywiście nadal sięgam po książki i sporo czytam”. Dalej opowiada: „Myjemy częściej ręce i nie dotykamy twarzy, kiedy jesteśmy poza domem. – Tu Maria uprzedza moje  pytanie i dodaje: – W UK nie mamy obowiązku noszenia maseczek”. Z doniesień medialnych wynika, że w Leeds brakuje artykułów ochrony osobistej nawet w szpitalach. Moja rozmówczyni informuje, że od kilku tygodni probuje kupić chociaż żele antybakteryjne, ale nie jest to towar łatwy w dostępie.

Tęsknota za wolnością

I na zakończenie rozmowy Maria zdradza jeszcze jedno. „Mieszkamy z partnerem w 3-pokojowym mieszkaniu z balkoniem, ale nigdy wcześniej nie spędzaliśmy tyle czasu w czterech ścianach i nigdy nie zdarzało nam się być ze sobą razem w domu przez niemal cały dzień – non stop. Mieszkamy już ze sobą od prawie siedmiu lat, ale po prostu nigdy wcześniej nie spędzaliśmy tyle czasu tylko we dwoje. – Po czym dodaje: – Ma to swoje zalety oczywiście, ale brakuje nam tego czasu spędzanego oddzielnie. Poza tym przed izolacją prowadziliśmy barwne życie towarzyskie i można powiedzieć, że był zdrowy balans między czasem spędzanym razem i osobno. Teraz jest inaczej”.

Wiem, że Maria to indywidualistka ceniąca sobie wolność i przestrzeń na realizację siebie. Obecne ograniczenia muszą jej zatem doskwierać i należy żywić nadzieję, że wkrótce znów ta przestrzeń się otworzy…

 

*wszystkie zdjęcia należą do Marii i są udostępnione za jej zgodą

Jeśli uważasz, że ten tekst może zainteresować Twoich znajomych - dmuchnij nam w żagle i udostępnij go dalej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *