Spakowani, schodzimy na śniadanie do knajpki pod hostelem w Shabli. Niestety zostawiamy w tyle nieodwiedzone Tyulenovo ze słynną Jaskinią Fok, pięknymi formacjami skalnymi i dzikimi plażami, ale jakiś pretekst do powrotu trzeba sobie zostawić
Autostopem do Vama Veche
Przeglądamy wpisy w necie na temat Rumunii, sporządzamy wstępny, bardzo otwarty na zmiany plan wojaży. Jeszcze kawka i można ruszać w stronę maleńkiej stacji benzynowej na obrzeżach Shabli.
Po drodze zaskakuje nas deszcz – początkowo delikatna mżawka, która przeradza się w większą ulewę na szczęście w momencie, gdy jesteśmy blisko celu. Chowamy się pod dziurawym daszkiem na stacji i czekamy. Ruch jest niewielki – nieliczne auta, które zatrzymują się, by zatankować paliwo, należą do miejscowych, którym nie w głowie jazda do Rumunii. No cóż, uzbrajamy się w cierpliwość.
Z komiksowym Milko na granicę z Rumunią
Deszcz ustaje. Opuszczamy schronienie i na widok nadjeżdżającego samochodu wyciągamy od niechcenia kciuk. Auto się zatrzymuje. Siedzący za kierownicą mężczyzna z uśmiechem na ustach oferuje podwiezienie zaledwie 6 km od granicy rumuńskiej. Dwumetrowy Milko w koszulce w biało-granatowe paski, z fantazyjnymi szelkami jest postacią jakby wyciętą z komiksu. To niezwykle pogodny facet, który pracuje w terenie, zajmując się nadzorem nad wodną infrastrukturą okolicy. Całą drogę żartuje i nas rozśmiesza. Ostatecznie zmienia plan i nas podrzuca na samą granicę, którą bez problemu przekraczamy pieszo.
Los nam sprzyja!
Tuż za rumuńskim punktem kontrolnym zrzucamy plecaki i przygotowujemy się na dłuższy przystanek, by złapać stopa. Tymczasem nie mija 10 minut, a zatrzymują się dwie kobiety w samochodzie z bułgarską rejestracją. Proponują wspólną jazdę do pobliskiej legendarnej wioski hippisów – Vama Veche. Jest to nasz wyznaczony na dziś cel podróży, więc wszystko idzie jak po maśle.
Naczytaliśmy się trochę o Vama Veche i jedziemy tam sprawdzić, z czego wynikają skrajne opinie o tej założonej w 1811 roku przez rodziny gaugaskie wiosce rybackiej. Po internetowej lekturze mamy mętlik w głowach.
Jakie jest Vama Veche?
Z jednej strony – entuzjastyczne opisy hippisowskiej miejscówki, gdzie króluje duch wolności, rozbrzmiewa dobra muzyka, na plaży wylegują się nudyści, a uliczki pełne są oryginalnych i przyjaznych osób reprezentujących różne subkultury. Miejsce rekomendowane jest jako mekka artystów, intelektualistów i wszelkich outsiderów oraz buntowników. Zapoznaliśmy się z relacjami z utrzymanych w spokojnej atmosferze imprez przy ognisku ze śpiewem i dźwiękiem gitar.
Z drugiej strony – wspominano o komercyjnym charakterze typowo nadmorskiego kurortu, gdzie turyści są niemiłosiernie naciągani przez właścicieli knajpek i sklepików. Opisy pijanych imprezowiczów wypełniających przestrzeń nadmorską, której błogi spokój zakłóca dudniący electro house.
I komu tu wierzyć?
Jak to często bywa – prawda leży pośrodku.
O historii i popularności tego miejsca napisaliśmy odrębny, opatrzony większą ilością zdjęć artykuł – Vama Veche – kultowa wioska hippisów czy kiczowaty kurort?
W knajpce, do której kierujemy swe kroki, zamawiamy risotto i po małej mirindzie, której nie uwzględnia się w menu. Kiedy kelnerka przynosi rachunek, jesteśmy nieco zdziwieni – za nieduży napój płacimy prawie tyle samo co za ryż (zresztą najgorszy, jaki jedliśmy).
Rekonesans nad brzegiem morza
Na nocleg znajdujemy ciekawą, niedrogą miejscówkę – Elga’s Punk Rock Hostel. W kompleksie drewnianych domków wita nas sympatyczny właściciel, który informuje od razu, że w obiekcie są też inni Polacy i nie omieszka nas sobie przedstawić. Na terenie hostelu znajduje się klimatyczne miejsce służące integracji. Teraz po zrzuceniu plecaków idziemy jednak bliżej przyjrzeć się nadmorskiemu kurortowi.
Kiedy trafiamy do Vama Veche, jest tuż po sezonie. Część knajpek na plaży na naszych oczach dokonuje demontażu. W innych trwa wyprzedaż pozostałości po wakacyjnym boomie. Wioskę hippi zajmuje kilkanaście namiotów, z czego część jest zdemolowana i opuszczona. Przy morskim brzegu wypełnionym pustymi leżakami i zamkniętymi parasolkami wylegują się nieliczni turyści. Przy brzegu trafiamy na kilka kamperów i obozowisk.
Na uliczce prowadzącej na plażę spotykamy parę ekscentrycznych postaci. Jest też kilka stoisk z rękodziełem tuż obok budek z pamiątkami made by China. Trafiamy na starszego Rumuna z gitarą – przygląda się przechodniom z dość nieprzyjaznym grymasem na twarzy (wyglądało na to, że coś wjechało za mocno). Mijamy kilku starych „hippisów”, by za moment dostrzec gromadkę młodzieży. Dwa stragany oferują zaplatanie warkoczyków i dekorowanie włosów koralikami. W barach przesiadują imprezowicze zaprawiający się przed wieczorną zabawą na plaży, ale też rodzinki z małymi dziećmi i pogodni emeryci niekoniecznie spragnieni wyłącznie spokoju.
Wieczór w Punk Rock Hostelu
W hostelu poznajemy wspominanych przez właściciela Polaków – to sympatyczne i towarzyskie rodzeństwo, które jest już na finiszu swoich rumuńskich wakacji. Natalii i Jamesowi towarzyszy poznany w drodze Mark z Niemiec, który dłużej podróżuje po tej części Europy. Po krótkiej pogawędce umawiamy się na wieczorną integrację przy piwie i winie.
Przy drewnianym stoliku pod ścianą z barwnym graffiti dzielimy się zabawnymi opowieściami z podróży. Wymieniamy wrażenia wyniesione ze spotkań z ludźmi poznanymi w drodze. Natalia ma duże doświadczenie podróżnicze i ogromną łatwość w nawiązywaniu kontaktu z każdym, kogo spotka na swej drodze. James jest otwarty na przygody i nowości. Cały czas wraz z Markiem dbają o to, by żaden kieliszek nie pozostawał dłużej pusty.
W pewnym momencie przysiada się Ivan – syn właściciela obiektu, który opowiada o rodzinnym biznesie. Wraz z wypitym alkoholem staje się coraz bardziej wylewny i zdradza, że jego marzeniem jest zarządzanie hotelem w górach. Prawie ze łzami w oczach wyznaje, że nie znosi morza, tymczasem los uwięził go właśnie w Vama Veche nad Morzem Czarnym. Gdy dopytujemy, dlaczego nie zdecyduje się uwolnić z tej pułapki, mówi o wpisanej w rumuńską kulturę konieczności posłuszeństwa woli rodziców. Staramy się jak najsprawniej zmienić temat, by Ivan się jeszcze bardziej nie rozkleił. Nagle znikąd pojawia się temat Vladimira Putina i Angeli Merkel w kontekście współczesnej historii Rumunii.
O 2 w nocy się rozstajemy. Ivan przyłącza się do sąsiedniego stolika, Natalia z Jamesem i Markiem idą na plażową imprezę. My zwijamy się do drewnianej chatki. Żegnamy się z nowo poznanymi Polakami, życząc sobie wzajemnie szerokiej drogi.
Samo Vama Veche wzbudza w nas mieszane uczucia. Z jednej strony jest tam sporo pozytywnych wibracji, z drugiej zaś – trochę trąci „małym Mielnem”. Kwestia gustu, ale nam psuło to całościowy obraz. Nie zmienia to faktu, że wieczór spędzony w świetnym towarzystwie zapisuje się wyłącznie w dobrym świetle.
Lekkie pióro, ciekawy temat, 😊, przeczytalam z zainteresowaniem
Anka, bardzo nam miło 🙂 Dziękujemy za lekturę i miłe słowa. Ciepło pozdrawiamy!